piątek, 5 sierpnia 2011

Come back marnotrwanej au pair i w "paru slowach" o tym co sie dzialo w La Manga, czyli jak poznalam i co robilam z "guys of yesterday".

Oooh, tak mi wstyd! Tak mi strasznie wstyd! Nie wiem czy stwierdzenie, ze jest mi bardzo przykro, iz nie odzywalam sie tyle czasu i oznajmienie, ze rozne rzeczy dzialy sie po drodze, ktore mi to uniemozliwialy, usprawiedliwiaja moje baaardzo dlugie milczenie. Z pewnoscia nie. Zwlaszcza, ze tyle osob stale odwiedzalo mojego bloga... Szczerze powiedziawszy, nigdy nie spodziewalabym sie, ze znajdzie sie tyle osob, ktorym naprawde zalezy na czytaniu moich postow. Kurcze, kazetka, jeszcze Ty mnie tak kopnelas mocno w dupe. Dzieki Ci za to. Koniec, wracam do was!

Hm.. ekhm.. i co dalej napisac po takim wstepie? Pytanie "od czego zaczac?" nurtowuje mnie od kiedy wrocilam z dwutygodniowego pobytu w La Manga, kiedy poszlam w ten sam dzien na impreze, na ktorej duzo sie wydarzylo i kiedy od tamtej pory dzialo sie milion innych rzeczy, sprawiajacych, ze po pierwsze - czasu na kompie w ogole nie spedzalam i po drugie - nie mialam pojecia o czym napisac: O tym co sie dzieje teraz, na swiezo, czy nadrabiac przemilczane dwa tygodnie. Teraz tych tygodni przemilczanych jest znacznie wiecej, a ja wcale mniej zaklopotana nie jestem. 

Ok, jakos sobie to podzielilam w glowie i w tym poscie opowiem wam w kilku zdaniach o La Manga del Mar Menor i wspanialym czasie jaki spedzilam tam z "Guys of yesterday", oraz o rzeczach, ktore z nimi robilam pierwszy raz. Zapewniam, ze nie uda mi sie ogarnac tego w krotkiego posta, wiec jak ktos nadal ma checi czytac moje wypociny, to prosze uzbroic sie w cierpliwosc, haha. 

A wiec.. Zaczne od kilku zdjec (i opisu) malowniczego miasteczka turystycznego, jakim jest La Manga del Mar Menor, gdzie spedzilam dwa tygodni wakacji z moja host family. Slyszalam, ze w zimie nikt tam nie mieszka (czemu wcale sie z reszta nie dziwie), gdyz miasteczko jest strikte turystyczne. To 19-sto kilometrowy polwysep, lezacy niedaleko Murcji (wlasciwie w), otoczony od wewnetrznej strony morzem Mar Menor, a od zewnetrznej Morzem Srodziemnym. Jesli o szerokosc owego polwyspu chodzi, to mozna go przejsc moze w 3 minuty (albo troszke przesadzilam). Jesli ja bym miala dodatkowo opisac La Manga, jej przekroj to wygladalby on tak: morze, plaza, domy, Gran Via (glowna ulica), domy, plaza, morze. Mozna oszalec. W pasmie domow znajduja sie tez czasem jakies bary, restauracje, miejsca bardziej komercyjne, puby, itd. W dodatku mieszkaja tam tylko rodziny z dziecmi, lub ludzie starsi. Choc tez tak calkiem niezupelnie, o czym przekonalam sie jednej nocy, ale o tym za chwile. Teraz zdjecia:

Niebo i palmy nad Mar Menor.
Widok z naszego wielkego balkonu.
Uliczki prowadzace do plaz.
Cudna woda w Meditterranean Sea.
Zachod slonca nad Mar Menor.
Inne wejscia na plaze, ktore mnie zawsze urzekaly cudna architektura domow znajdujacych sie w poblizu.
W drodze do portu.

Kolejne ladne niebo nad Mar Menor. Nieba to akurat te morze ma bardzo udane.  ;)
Palmy, palmy, palmy!
Widoczkow wystarczy, pewnie i tak wrzucilam za duzo. Miejsce samo w sobie niezbyt tetniace zyciem, ale oko cieszy. :)

No i apropo zycia.. Jak Ania poznala "guys of yesterday" i kim oni wlasciwie sa?!
Jednego wieczoru (gdzies na poczatku mojego pobytu), kolo godziny 23, poszlam sie przejsc wzdluz jedynej istniejacej tam ulicy, coby popatrzec, czy znajde jakis innych ludzi, jakies zycie, moze jakis bar/pub otwarty? Spacerowalam, spacerowalam, ale poza dwoma szumiacymi morzami i przejezdzajacymi co raz samochodami, nic innego nie dawalo oznak zycia. Ostatecznie napotkalam jakas grupke dziewczyn i jedna pare zakochanych, ktorych zapytalam o to samo: gdzie mozna tutaj wyjsc wieczorem, aby spotkac jakis mlodych ludzi? Oboje niezbyt pewnie, ale stwierdzili, ze mozna isc do portu. No ok, dobrze. Ide sobie dalej i mysle: Boooze, prosze Cie, choc jeden czlowiek.. Poszlam sobie dalej, juz tylko pospacerowac i chwile pozniej uslyszalam muzyke dochodzaca z plazy. Poszlam w tym kierunku (wlasciwie, to byl ten sam, ktorym podazalam), i zobaczylam na plazy morza Srodziemnego (jak ja nie cierpie Mar Menor!), samochod, z ktorego wydobywala sie jakas dudniaca muzyka i grupe pieciu mlodych ludzi imprezyjacych na plazy z barbeque i alkoholem. W Polsce przypuszczalnie w zyciu bym nie odwazyla sie zblizyc do osob znajdujacych sie w podobnej sytuacji (z obawy o swoje zycie, oczywiscie), ale tutaj wyglada to na tyle inaczej, ze nie mialam problemu, aby podejsc do nich i zapytac o to samo, co poprzednich napotkanych ludzi. W sumie, to byl to rowniez pretekst, aby zaczepic, porozmawiac. Okazalo sie, ze czesc z nich nawet mowi po angielsku! Co jak pewnie wiecie, w Hiszpanii, a szczegolnie Murcji, jest dosyc rzadkie. Porozmawialismy chwilke, podali potencjalne miejsca nadajace sie na wyjscie wieczorem, i kiedy bylam w polowie drogi, jeden z nich zawolal mnie pytajac czy nie mam ochoty zostac z nimi i zjesc cos, napic sie. No pewnie, ze mialam! Ludzie okazali sie tak strasznie sympatyczni i tak bardzo otwarci! To bylo straaasznie mile z ich strony, ze mnie do siebie przygarneli. Stanowili grupe wiekowa pomiedzy 24 - 26 lat, w sklad ktorej wchodzili np: przyszly dentysta, fizjoterapeuta, dwoje ratownikow. :) Ostatecznie posiedzialam z nimi chwilke (nie chcialam naduzywac goscinnosci, a i tak juz bylo pozno) i wymienilam sie numerem z Ismaelem, ktory zaproponowal, ze moge sie z nimi jutro gdzies zabrac. I tak wrocilam do domu, jeszcze nieswiadoma, ze wlasnie spotkalam ludzi, z ktorymi mialam spedzic swoje najlepsze chwile w La Manga.

Sytuacja z "Guys of yesterday" byla na tyle szalona, ze kiedy spotkalam sie z nimi drugi raz (oczywiscie juz w poszerzonym skladzie), w ogole nie wiedzialam gdzie jade, z kim dokladnie, gdzie zamierzaja mnie wlasciwie zabrac. Tak, to bylo troche szalone, dobrze, moze nawet bardzo. I sama nie wiem, czy nazwac to bardziej nieodpowiedzialnym, czy odwaznym. Jednak zaryzykowalam i nie wyobrazam sobie, ze moglabym tego nie zrobic. Powiedzieli mi, ze podjada po mnie i pojedziemy do jakiegos mieszkania znajomych na godzine, posiedziec, pogadac i ze odwioza mnie z powrotem do domu. Na co Ania zostawila namiary na tych ludzi hostom, spakowala sie w dwie sekundy i chwile pozniej wsiadla do samochodu z Ismaelem i Enrique, ktorzy podjechali pod miejsce, w ktorym mieszkalam. Na szczescie okazalo sie, ze zaufanie tym ludziom to byla najlepsza rzecz jaka moglam zrobic. Tego dnia bylismy na jakiejs kolacji u ich znajomych, gdzie czekala na nas reszta ludzi, innego razu zabrali mnie specjalnie na targ hipisowski i na zajebiste lody w Plaza Bohemia. Wszystko oczywiscie odbywalo sie w nocy, co bylo jeszcze dodawalo uroku wszystkim cudownym sytuacjom jakie spedzalismy razem. Jednego razu wracajac noca do domu samochodem, przy puszczonej glosno muzyce, otwartym oknie, rozwianych wlosach i samych pozytywnych myslach, poczulam, ze naprawde zyje. To bylo mega doswiadczenie. :) 

Moj pierwszy skok ze skaly do morzaaaaa!
Kilka dni przed moim wyjazdem dostalam wiadomosc, ze za chwile jada do Cala Reona, jakiegos pieknego miejsca, i pytanie, czy chce sie wybrac z nimi. Oczywiscie, ze chcialam, choc nie mialam pojecia co to wlasciwie jest. Doinformowalam sie tylko, ze jest to plaza na samym poczatku La Manga. Ok, a wiec powinnam ubrac na siebie stroj. A wlasciwiej.. nie zdejmowac go. Jak zawsze, na szybko wszystko zrobilam i wsiadlam do samochodu, tyle, ze ze znow innym kierowca, haha. Jechalismy tam na dwa samochody, na miejscu czekala na nas reszta ludzi. Jednak w trakcie drogi do tego miejsca Ismael powiedzial mi cos o jakims skakaniu ze skaly. A ja "Ze co? Slucham? Przepraszam, ale jakie skaknie ze skaly?" Matko, jak ja sie przerazilam! Juz robilam z nimi wczesniej troche szalonych rzeczy, ale skakanie ze skaly do morza?! Na pewno umre! A jak nie ja to ktos inny! No nie, bez zartow! Tak sobie pomyslalam. Jejku, bylam troche poddnenerwowana bo w sumie nie wiedzialam czego oczekiwac, no ale przeciez to odpowiedzialni ludzie, wiec chyba nic glupiego by nie zrobili, prawdaaaa? Jak przyjechalismy na miejsce zobaczylam skalne gorzyska, po ktorych najpierw sie wspinalismy, aby dolaczyc do reszty czekajacej juz na miejscu. Coz wiecej powiedziec.. bylo wspaniale! Mimo iz sie dosyc balam, bardzo chcialam skoczyc, baaardzo. Wszyscy dawali mi rady, co robic, czego nie robic, zebym sie nie bala, ze tu jest bezpiecznie, ze costam. Choc najwazniejsze chyba dla mnie bylo to, jak Ismael powtarzal, abym nie skakala jak nie jestem pewna. Bylam. Skoczylam. I byla to nieziemska mieszanka emocji, niezwykle silne przezycie. Kiedy jestes juz w wodzie czujesz cos niesamowitego, swojego rodzaju ulge. Oh, eeekstra. Enrique przez caly czas krecil filmy, ktore pozniej dostalam, a wiec mam tez pamiatki. :) Podziele sie z wami jednym zdjeciem, ktore zrobil zaraz po moim skoku:

Ana, Ja, Tomas, Iza, Ismael - Ci co byli akurat w morzu. Wygladamy strasznie, ale pamiatka jest mila.  :)
Co bylo pozniej? Wrocilismy do naszego kilometru 11 (gdyz w okolicy niego mieszkalismy), pojechalismy na zakupy, ja poszlam sie przebrac do Any, w suche ubrania i udalismy sie na plaze, na ktorej tez sie wlasnie poznalismy, aby zrobic barbeque. Siedzielismy tam przez cala noc, jedlismy, rozmawialismy, pilismy, sluchalismy muzyki z samochodu, jeszcze raz pilismy, bylo naprawde milo. Ja sie troche upilam. Jakby mocniej niz tylko tradycyjne troszke, ale nie bylo tak strasznie zle. Kiedy zostalismy juz tylko w trojke z dwoma chlopcami, postanowilismy pojsc poplywac w morzu, tak na koniec. I w ten sposob doswiadczylam kolejnej cudnej rzeczy, jaka jest kapiel w bieliznie w ciepla noc, w Morzu Srodziemnym. Aaaah! Trzeba abym mowila, ze bylo cudownie? 

To strasznie strasznie trudne opisac to wszystko co sie wydarzylo podczas tak dlugiego czasu, co moja chora glowka wymyslala czasami, jakie rzeczy wyprawialam, ile innych milych (ale tez i nie, lecz tu nie o tym) rzeczy mi sie zdazylo. Powiem jednak, bo wiem, ze niektorzy bardzo ciekawi byli tej kwestii, ze oczywiscie nie obylo sie bez goracego romansu, ale niestety szczegolow zdradzic nie moge. Hahaha.:) 

Zdradze wam jednak, ze w kolejnych postach dowiecie sie, iz na tym jednym sie nie skonczylo, gdyz Madryt jest pelen pieknych mlodych mezczyzn. A nawet, ze od tego momentu na prawde zaczelo sie dziac. :)

Jesli jednak jeszcze o La Manga chodzi, a wlasciwiej o "Guys of yesterday", bo to na nich chcialabym sie skupic mowiac o swoim wyjezdzie tam, w ostatnia ma noc wybralam sie z Tomasem i Angelem do swietnego irlandzkiego pubu, gdzie uczyli mnie grac w bilard i pozwolili milo spedzic ostatnie godziny przed powrotem do Madrytu. Udalismy sie tam dosc pozno, gdyz dopiero po ich pracy - sa oni barmanami w Cafeteria Victoria, ktora zdecydowanie, zwlaszcza ze wzgledu na obsluge polecam, jakbyscie przypadkiem wpadli w tamte strony. :) Ale wlasnie, to w tym wszystkim jest takie swietne, ze oni wszyscy naprawde mieszkaja w przeroznych stronach Hiszpanii, ale co roku od wielu lat przyjezdzaja na wakacje do La Manga, i czesc pracuje jako barmani, czesc jako ratownicy, czy ktokolwiek inny. Czy to nie brzmi fantastycznie?

Oczywiscie dostalam zaproszenie na przybycie tam w innym czasie, moze w nastepne wakacje, ale kto wie, gdzie ja bede za rok o tej porze? Moze uda mi sie tam wrocic, do tych wszystkich miejsc o ktorych chcialam wam opowiedziec, wrzucic zdjecia, ale nie zrobilam, bo post by sie zrobil zdecydowanie za dlugi, haha.  Bardzo mi w sumie szkoda, ale chyba czas konczyc. Na razie tyle, jesli chodzi o tamten czas. Kiedy dostane zdjecia od hostki, to zobaczycie mnie doslownie cala w leczniczym blocie, jakiego zazywalismy pewnego razu w dosc ekstremalnych warunkach posrod polmetrowych meduz, o czym mam nadzieje, uda mi sie jeszcze opowiedziec.

A wiec.. ostatecznie konczac.. Jak bardzo nie chcialam jechac do La Manga, tak prawie rownie bardzo nie chcialam wracac do Madrytu. Co jest dosc naturalne, oczywiscie. Teraz jednak, czuje jakby ten czas byl czyms na ksztalt wspomnienia-snu, i bardzo mi sie smutno robi jak sobie pomysle, ze niektore wspomnienia uleca, a tamte chwile juz nie wroca. Ale znow jestem w Madrycie, w moim ukochanym miejscu ever, w mojej (obecnie) codziennosci. W Madrycie zawsze cos sie dzieje, Madryt zawsze zyje, a ja kiedy moge zyje razem z nim. I postaram sie teraz na dniach (zapowiadaja sie odrobine spokojniejsze) opowiedziec wam, co sie u mnie dzieje, dzialo w ostatnim czasie. A przynajmniej opowiedziec o czesci z tych wydarzen, najszczegolniejszych (czyli kazdych, haha), wraz ze zdjeciami. Tymczasem.. gratuluje tym co dotrwali do konca i jednoczesnie dziekuje tym co nadal ze mna tutaj sa. Przesylam wielkie buziaki i zostawiam wam najbardziej pozytywna piosenke tego lata, ktora bardzo kojarzy mi sie z czasem spedzonym z "guys of yesterday", a kiedy rozbrzmiewa w Madryckich klubach, jestem sklonna (i to robie :p) tanczyc do niej chocby na stole, haha. Dobranoc i ejoy!


(Link do tego wideo, dostepnego w Polsce. Ja mam problem z otwarciem go z Hiszpanii, ale podobno to to samo :P --> http://www.youtube.com/watch?v=GnBYdUXi3Eg

PS. W nastepnym poscie na pewno opowiem o tym, jak w zeszla sobote spedzilysmy razem z Paulina noc uraczajac sie zbyt duza iloscia mojito, w towarzystwie sympatycznych barmanow i (jak sie okazalo) gwiazdora meksykanskich telenoweli. ;)

20 komentarzy:

  1. Ajć przepraszam :* Ja naprawdę rozumiem Twoją sytuację :)
    Cieszę się, że napisałaś dla nas w końcu i to w dodatku taką długą notkę (lubię takie! :P), ale jak zobaczyłam, o której godzinie ją dodałaś, to aż mnie serce zabolało, jaka Ty biedna z tym czasem jesteś :)

    Historie super! Kurcze jak z filmu :) Ja jednak nie jestem tak odważna jak Ty, chociaż też zależy od sytuacji, w końcu raz się żyje!
    Super, że mimo, że nie chciałaś tam jechać, to jednak był to bardzo udany wyjazd dla Ciebie :)

    Teraz z jeszcze większą niecierpliwością i ciekawością czekam na kolejne posty :)

    Prosze Cie zdradź kim jest ten gwiazdor :) Jako wielbicielka telenowel muszę to wiedzieć :P A jutro rano wybywam z domu na 10 dni, więc się nie doczekam, bo w ogóle nie będę miała dostępu do internetu :(

    Buziaki dla Ciebie :* Baw się tam i szalej, tylko grzecznie! :P haha

    OdpowiedzUsuń
  2. A piosenka też świetna! Już ją kiedyś gdzieś słyszałam :) Ale dodaje energii :P Tylko musiałam poszukać na YT bo Twój filmik chyba w naszym kraju nie działa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no Ania, gratuluję przygód i wspomnień na starość haha.

    OdpowiedzUsuń
  4. haaa romans :)?? To któryś z chłopaków ze zdjęcia w wodzie :P ? Fajnie ci tam :)A zdjęcia przepiękne :)Pozazdrościć wakacji.

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko! Jak ja Ci zazdroszczę! Twoje zapiski czyta się jakby to był jakiś cudny film :) Będziesz miała co wspominać :)

    Ja nawet gdybym się tam znalazła to i tak nie było by mi dane tyle przeżyć, bo ja bym się nie odważyła podejść do tych chłopaków.

    Ale po raz kolejny widać, że do odważnych świat należy :):)

    Czekam na kolejne notki!
    Pozdrowionka :)


    PS. Piosenka cudna, doszłam do "oi oi oi" i też zajarzyłam, że ją znam ;D;D


    Sandra

    OdpowiedzUsuń
  6. no to naprawde cudowne chwile udalo Ci sie spedzic! Czekam na wiecej!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kazetka --> Oczywiscie, ze wszystko grzecznie, haha. :) Mowisz, ze wybywasz rano? To moze jeszcze dzisiaj odczytasz moja wiadomosc. A wiec jesli o aktora chodzi to Anhuar Escalante. Haha. Nie sadze, abys kojarzyla, ale historyja z nim dosyc ciekawa sie nam wydarzyla, gdyz w ogole obecnie koles ma przerwe, przyjechal sobie do Madrytu i pracuje jako naganiacz w jednym barze. :)

    Cieszy mnie Twoja wyrozumialosc, haha. Ale powaznie licze, ze teraz uda mi sie wiecej napisac, a dlaczego to a nastepnym poscie wyjasnie. Buziaczki, udanego wyjazdu!

    lecewkulki --> dziekuje, oj sporo ich bedzie, haha.

    zakupoholiczka --> To zaden ze zdjecia w wodzie, haha. Ano jesli o nich chodzi to fajnie mi bylo, owszem. Mialam inne "drobne problemy", ale czas jaki spedzalam wieczorami z nimi wspominam baaaaardzo dobrze. Choc w zyciu nie pomyslalabym, ze uda mi sie poznac tam takich ludzi. :)

    Sandra --> Wiesz co, jak ja je czytam to sama mysle podobnie, haha. Caly czas cos sie dzieje, w Madrycie tym bardziej. Jak sie nad tym zastanawiam to uswiadamiam sobie, ze jestem prawdziwa szczesciara. :)

    I przede wszystkim, odwaga. Nawet ta zmieszana z odrobina nieodpowiedzialnosci czy szalenstwa. Jesli gdzies w sobie czujesz, ze chcialabys ta rzecz zrobic, ale sie boisz, to mimo leku (bo czym on na prawde jest? Obawa przed zlamaniem jakis dotyczasowych granic?), powinno sie sprobowac. Inaczej nie ma mozliwosci, aby pojsc do przodu. A zwykle wszystko okazuje sie nie takie straszne na jakie wyglada. :)

    Haha, ja piosenke poznalam dopiero tutaj, jest bardzo popularna w Hiszpanii teraz. Ale rzeczywiscie wam sie nie odtwarza? Jak tak, to podajcie mi linka na wlasciwy filmik to wrzuce. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  8. niezrozumiała5 sierpnia 2011 15:52

    Jestem prawie pewna, że ten romans dotyczy tego chyba pięknego pana o ciemnej skórze (Ismael, tak?). ;p Zazdroszczę wrażeń. (;
    Ja nadal nie mogę się ogarnąć po Turcji. Było tak zajebiście, że teraz Polska w ogóle mi się nie podoba. (;

    Fajnie, że wróciłaś. (:

    OdpowiedzUsuń
  9. niezrozumiała5 sierpnia 2011 15:55

    Hahaha, a do tej piosenki tańczyłam z takim "moim" Turkiem tyle razy! Dziękuję, że dzięki Tobie ją znalazłam! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. strawberries --> wiecej niebawem :) Jak juz sie zmotywowalam do napisania tego, to mam nadzieje, ze i nastepne latwiej pojda, a pozniej tylko na swiezo bede pisac. ;)

    niezrozumiala --> Alez bardzo prosze! To rzeczywiscie jest mile przypadkiem znalezc jakas wazna dla nas piosenke. :)

    Hahaha, nie nie chodzi o Ismaela, ani o Tomasa, ktory jest na zdjeciu. Nie dociekajcie dziewczeta, nie dociekajcie. :) Przynajmniej nie publicznie. :P

    Ja nie wyobrazam sobie jak bede miala sie ogarnac po moim Madrycie. Po prostu tego nie ogarniam w swojej glowie, ale na razie jeszcze na szczescie nie musze. Jednak uswiadamiam sobie jakim szczesciem jest fakt, ze zostal mi jeszce miesiac tutaj, kiedy slysze od prawie wszystkich au pair, ze wracaja juz w tym przyszlym tygodniu. Bo wlasnie tylko na miesiac byly. To zdecydowanie za krotko! Strasznie im wspolczuje i ciesze sie, ze ja jeszcze moge sobie tutaj troche pomieszkac i zakochiwac sie w Madrycie jeszcze bardziej. Acz pewnie jak zawsze, skonczy sie to zlamanym sercem, albo miloscia na odleglosc, hahaha.
    Milo Cie znow "widziec" Niezrozumiala. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Link do tej piosenki, który działa w Polsce to np ten:
    http://www.youtube.com/watch?v=GnBYdUXi3Eg ;)


    Ten tówj przedostatni akapit z tego wpisu pod moim jakoś tak mnie zmotywował hihi :) Szkoda tylko, ze to wszystko nie jest takie proste jak się wydaje. Ale mimo wszystko będę sobie przypominać te słowa gdybym rozmyślała nad czymś z serii "odważyć się i to zrobić czy nie?" :):P


    No... nawet nie chce sobie wyobrażać jak strasznie trudno będzie Ci potem wrócić. Ja jak jestem gdzieś tylko na wakacjach na 10 dni czy 2 tyg to tak strasznie jest potem się znowu przestawiać, a Ty pod 2 miesiącach tam... ;)
    No.. ale na razie myśl jeszcze o tym, że jeszcze miesiąc będziesz w gorącej Hiszpanii :)

    Sandra

    OdpowiedzUsuń
  12. *tfu, pod wpisem Strawberries ;)


    Sandra

    OdpowiedzUsuń
  13. niezrozumiała5 sierpnia 2011 17:17

    Na pewno będzie Ci ciężko wrócić do życia "sprzed". I tak się zastanawiam, czy gdyby tam siedzieć długo, to czy to wszystko by spowszedniało, czy zawsze byłoby tak zajebiście? Bo może to tylko fakt, że masz ten kraj dla siebie na tak krótko, wzmacnia te uczucie szczęścia?

    Btw, jak nie chcesz publicznie, to dawaj inny kontakt, bo jestem ciekawa. ;p

    OdpowiedzUsuń
  14. Aniu bylam na wakacjach w sloneczniej Hiszpanii 3 tygonie i pokochalam ja od razu . Costa del Sol jest cudownym miejscem <3 I powiem Ci ze bylo mi bardzo trudno sie przestawic iz mieszkam w UK a wiadomo pogoda tam a tu jest straszna roznica , a po za tym hiszpanie sa strsznie przystojni wiec korzystaj ile mozesz :)
    Besitos guapa :P
    Czekam na kolejna notke :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Aniu, nawet nie masz pojęcia jak ja Ci teraz współczuję... powrotu do Polski hahah :P to będzie STRASZNY szok, wierz mi, przechodziłam coś podobnego :D
    dlatego korzystaj i baw się! :D wszystko brzmi naprawdę super, szczególnie skoki do wody! no i ci ludzie - rewelacyjni! :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Sandra --> Bardzo sie ciesze! :) Mam nadzieje, ze Ci sie uda przy pierwszej wartej tego sytuacji. :)

    Wlasnie staram sie jeszcze nie myslec. Zyje na razie tym co sie dzieje tutaj, choc pewnie wbrew temu co sie wydaje na blogu, wszystko to wyglada bardzo normalnie, jak taka zwykla codziennosc. Tyle, ze tutaj chyba ta codziennosc.. jest po prostu troche inna! Haha. :) Na razie sie ciesze, ze tu jestem. Smucic wyjazdem zaczne pozniej.

    niezrozumiala --> Na pewno, zwlaszcza, ze po przyjezdzie wbije sie od razu w rok szkolny, a wlasciwiej w moj ostatni rok, czyli klase maturalna. Haha. Tym bardziej dlatego na razie nie mysle o powrotcie. :P

    Sama nie wiem.. moze i masz racje, to znaczy tak w pewnym sensie byc powinno i wydaje sie to naturalne, ale nie jestem pewna, czy tak jest. Znam kilka osob, ktore sa tutaj dosc dlugo i mimo uplywajacych miesiecy, lat nadal czuja to samo, sa tak samo zakochane, itd. Rozumiesz? Ale na pewno fakt, ze jestem tutaj tak krotko (ale przynajmniej nie 2 tygodnie..:P) sprawia, ze nie chce zmarnowac ani jednego dnia. :)

    Odezwij sie do mnie na maila, a pogadamy (znajduje sie po prawej stronie). :D

    Anonimowy --> Hiszpanie w ogole sa bardzo otwartym i cieplym narodem! Ale czasami rzeczywiscie, buzki maja ladne, tylko czemu sa tacy niscy?! Haha. Korzystam, korzystam, o to sie nie martw. :)

    Ja tez juz czekam na kolejna notke i tylko mysle co w niej pozbierac. Besos!

    Karolinkie --> Ja wiem, ja wiem. Bedzie. Ale moze tez bedzie dla mnie motywacja, aby zrobic w Polsce co musze (mature) i wracac do Madrytu, haha. Oj, a ludzie rzeczywiscie byli rewelacyjni. Kazdemu zycze takich wakacyjnych znajomych! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Mogłaś mnie odwiedzić a nie z chłopakami szaleć! ;p ładne zdjęcia, ja z La Manga mam kilka tylko :< :>

    Ej, masz moje zdjęcia na swoim aparacie! ;) prześlij mi na pocztę, jak coś to dam ci adres na skypa.

    PS. Jestem już w PL :D
    A telenowele meksykańskie kocham ;p

    Uciekam na polskie zakupy :D

    Perejil :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej. Napisz nową notkę, bo bardzo zaciekawił mnie Twój blog, no i Twoje relacje! ;-) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  19. Pisze sie post, pisze. Chcialam go juz dzisiaj wrzucic, ale nie dam rady skonczyc. Jestem zbyt zmeczona i zle sie czuje. Ide wiec spac i zrobie to ASAP. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  20. GENERALNIE lubię czytać twojego bloga ale to ''hahahahah'' na każdym krou jest męczące...

    OdpowiedzUsuń