środa, 30 marca 2011

Chinese?

Mój host jest świetny! Jak trzeba to jest konkretny i poważny, a jak nie trzeba to potrafi sobie zażartować. Mówię o tym, bo uważam, że to dosyć ważne, aby nawiązać dobry kontakt z rodzinką, a nie jak czasem się zdarza, że hostka odzywa się do au pair tyle ile musi, a host wcale. Wiadomo, nie wszystko zależy od nas. Ale jak jest. możliwość zbudować fajną relację, to czemu nie? 

Tak się złożyło, że pisałam dzisiaj na skype ze swoim hostem przez około dwie godziny. O różnych sprawach. O pogodzie w Madrycie, o zmianie tapety i łóżeczka w pokoju Jaimiego, o moim ubezpieczeniu zdrowotnym (to bardzo ważne, aby wyjeżdżając za granicę mieć ze sobą EKUZ!), o moich planach na przyszłość, itd, aż doszliśmy do tego jak trudny jest język polski i jak ważny jest teraz angielski. W końcu zaczęliśmy rozmawiać na temat jego teorii, że w przyszłości, za jakieś dwadzieścia lat bardzo ważny będzie dla naszych dzieci język chiński (dlatego, że Chińczycy opanowali rynek, wszystko od nich się importuje itd), a i już teraz czasem przy zatrudnianiu do dużych firm szukają ludzi poslugujących się tym językiem. Oznajmił mi, że właśnie dlatego zdecydował, że Marty trzecim językiem, zamiast niemieckiego (uff!) będzie chiński, po czym zaraz dodał: "So perhaps I must change you by a chinesse au pair" i po chwili: "hahahahaha". No tak, żart to on ma. I na szczęście na moją odpowiedź, mówiącą "don't try!" odpowiedział "good answer!". A więc hosta udanego mam! :)

Aaah, i aż mnie przed chwilką za serce ścisnęło! Kiedy przekazał, że Marta się pyta, czy mogłaby mnie zobaczyć na skype, kiedy skończy jeść kolację. Oooh. Niestety musiałam wytłumaczyć, że nie mam już przy sobie kamerki, bo tamta się popsuła, ale że kupię na dniach nową i obiecuję, że się zobaczymy. Czy to nie było z jej strony kochane? ;>

wtorek, 29 marca 2011

My host family

Niby się nie chcę za bardzo podniecać, ale nie ma co ukrywać - jestem tym wszystkim trochę podekscytowana.  W sumie nie ma się co dziwić. To mój pierwszy wyjazd jako au pair i to jeszcze do takiej wspaniałej rodziny! ;)
Kiedy tak sobie myślę o tym wszystkim, uświadamiam sobie, że.. chyba znalazłam swoją idealną host family. Naprawdę, jestem strasznie szczęśliwa, że jednak udało mi się właśnie z nimi, i w tej chwili, mimo iż to wszystko jest dla mnie nadal jakąś pozytywną abstrakcją, nie wyobrażam sobie, abym mogła myśleć o swoich hostach i nie mieć jednocześnie przed oczami akurat tej rodziny. Poważnie! Bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Mam jednak nadzieję, że mój zapał i radość pozostaną takie do końca, bo jak wiadomo, różnie to bywa po przyjeździe au pair na miejsce. Tak czy siak myślę, że mogę się trochę w sobie pocieszyć i w trakcie coś o nich opowiedzieć A więc.. ta rodzina jest jedną z tych, w której au pair szuka host dad, a więc to właśnie z nim mam najlepszy kontakt. Właściwie codziennie wymieniamy się przynajmniej kilkoma mailami, pisząc o różnych ważnych rzeczach, a czasem o jakiś miłych głupotach. Jeśli zaś o samych członków rodziny chodzi, to składa się ona z : Host dad (Oscar), host mom (Sofia), śliczne dzieci: Jaime (2 latka) i Marta (5 lat) oraz ich housekeeper - Lidia. Dzieci są prześliczne (i oby były równie przegrzeczne :P). Wszyscy są oczywiście Hiszpanami, za wyjątkiem Lidii, która jest z Rumuni i pracuje u nich do listopada.

Mówiąc już w trybie ja.. (bo to bardziej ekscytujące przy tej kwestii:) będę mieszkać razem z moją rodzinką w ładnym domu z basenem w Villafranca del Castillo, zaraz koło Madrytu. Oczywiście będę miała swój pokój z łazienką, internetem, itd. Będę tam głównie po to, aby rozmawiać z dziećmi po angielsku, uczyć ich języka, a także zajmować się nimi pod nieobecność rodziców w miarę kreatywny sposób. Zaskoczona (i ucieszona oczywiście) jestem faktem, że nie będę musiała ani gotować (bo to robi żona), ani sprzątać bo tym się zajmuje housekeeper. Moje główne (żeby nie powiedzieć jedyne) obowiązki sprowadzają się do tego, aby zajmować się dziećmi, po kilka godzin dziennie i robić tyle co każdy inny członek rodziny (czyli np. wynieść naczynia ze stołu). Wygląda na to, że może być naprawdę fantastycznie, bo lokalizacja jest rewelacyjna (do Madrytu można skoczyć autobusem, a obok znajduje się również Majadahonda i Las Rozas), rodzina wydaje się być bardzo w porządku, dzieci kochane, dom piękny a Hiszpania gorąca (!), i możliwe (ba, innej opcji nie dopuszczam!), że w okolicy będzie też mieszkać Rosa. A to znaczy, że nocne życie Madrytu już na nas czeka ;D Nie ukrywam, że hiszpańskie nightlife bardzo mnie pociąga i jest to jeden z głównych powodów dla których chcę się znaleźć właśnie w tym miejscu. Ale o tym więcej opowiem później.

Teraz jeszcze dwa słowa o kolejnym wieelkim plusie i pięknej wizji mojego pobytu w Hiszpani: Razem z moją host rodzinką wybieramy się na wakacje do La Manga del Mar Menor, gdzie przeleżę na plaży Morza Śródziemnego dwa tygodnie. Czy życie nie jest piękneee? ;>
Ci co mnie znają, wiedzą, że ja za polskim morzem nigdy jakoś specjalnie nie przepadałam, ale w tym miejscu - niemal raju na ziemi znajdę się z wielką przyjemnością!

Aaah, jestem taka podekscytowana tym wyjazdem! I już się nie mogę doczekać! Jak tylko wyrobię sobie dowód i zarezerwuję lot, zacznę odliczać dni, koniecznie!

niedziela, 27 marca 2011

Resolutions

Kiedy jeszcze kwestia wyboru mnie jako swoją au pair przez moją host rodzinkę była niepewna (bo poza mną mieli caaaaałą masę innych zgłoszeń), pomyślałam sobie: "Jeśli Oscar (tak ma na imię mój host) ostatecznie mnie wybierze, to.." I w momencie kiedy po sobotnim interview dowiedziałam się, że bardzo chcą abym była ich au pair, uświadomiłam sobie, że ciągnie to za sobą również postanowienia, które sama nie wiem po co sobie wymyśliłam :P Oto one:
1. Przejdę na dietę, coby poruszając się na wpół naga w gorący dzień (a taki będzie każdy) nie wzbudzać specjalnego poruszenia swoją masą ciała.
2. Wezmę się solidnie za angielski (aby coś tam nauczyć hiszpańskie dzieci)
3. Wezmę kilka lekcji hiszpańskiego, bo poza "buenos dias!" i  "buenas noches!" coś więcej może mi się przydać. :P
4. Ogarnę się i skończę ten rok z w miarę pozytywnymi ocenami.
5. Zdam egzamin z prawka za pierwszym razem, bo może akurat się przyda?
6. Zacznę pisać bloga.

Punkt szósty zrealizowany. A reszta.. kiedyś też się doczeka realizacji :)

Zakręcony początek ;)

Jakiś czas temu zapragnęło mi się zwiedzić świat. Niedługo potem odkryłam świetny sposób na zrealizowanie tego pomysłu  - bycie au pair! To najlepsza droga do tego, aby poznać lepiej siebie, odnaleźć swoje miejsce w świecie i jednocześnie przeżyć całą masę fantastycznych rzeczy! Tak więc rozpoczęłam swoje poszukiwania host family, a wraz z tym intensywniejszą naukę angielskiego. Początkowo moim miejscem docelowym była Wielka Brytania, a właściwiej Londyn. Bardzo mnie tam ciągnęło, a w dodatku uznałam to za najlepsze miejsce aby podszkolić swój angielski (żeby nie powiedzieć, że się go w ogóle nauczyć :P), bo gdzie indziej lepiej to zrobić jak nie w kraju w którym wypadałoby się tym językiem posługiwać? Poszukiwania trwały, a rodzinek z UK nie przybywało. Natknęłam się w tym czasie na forum au pair (http://forum.aupairpoland.com.pl), na które uważam, że powinna zajrzeć każda osoba planująca zostać operką. Tak, tak, reklama. Ale prawda jest taka, że jeśli ktoś wybiera się z agencją nie zawsze jest informowany o wszystkim co może spotkać au pair, ani o tym jak się najlepiej przygotować. A kto inny jak nie byłe lub obecne au pair może lepiej doradzić coś w tej sprawie, pomóc?

W tym właśnie miejscu poznałam Ros, która nieświadomie (jak przypuszczam :P) rozpaliła we mnie pragnienie spędzenia wakacji w słonecznej Hiszpani. I tak Ania, która chciała jechać do UK, za niecałe trzy miesiące znajdzie się w gorącym Madrycie! Jestem z tego oczywiście przeszczęśliwa i już nie mogę się doczekać wyjazdu. Zwłaszcza, że Rosa również planuje się wybrać do Madrytu, a więc będą to niezapomniane i pełne we wspólne przygody wakacje. Które to zamierzam skrzętnie tutaj opisywać, coby kiedyś miło było powspominać i się pośmiać. :)

O mojej przesympatycznej host rodzince opowiem w późniejszych postach.

Teraz, żeby się nie wydawało, że to jednak takie wszystko proste i śliczne, pojawił się jeden problem. Bowiem zamierzałam zaraz na początku tego tygodnia zarezerwować loty (aby nie zapłacić później za nie milionów), ale jak się dowiedziałam (nie, naprawdę nie wiedziałam o tym wcześniej), aby to zrobić konieczne jest posiadanie paszportu lub dowodu osobistego. Ja, jako, że osiemnastkę mieć będę dopiero w maju, nic z tego nie posiadam, a więc w tej chwili na szybko będzie trzeba wyrabiać dowód tymczasowy (wierzę, że uda się to zrobić w tydzień - optymistka), aby jak najprędzej zarezerwować lot. Więc jutro będę na szybciora składać potrzebne dokumenty. Mimo obecnej w tej chwili bieganiny i braku czasu,  (bo w trakcie przyszło mi jeszcze robić sobie prawko) bardzo się cieszę, że wszystko się tak ułożyło, a rodzinka w Hiszpani na mnie już czeka. Chociaż czuję, że na pewno bardziej będę się cieszyć z wyjazdu jak już będę miała zabookowane te nieszczęsne bilety. Bo nadal jakoś w to wszystko jeszcze nie dowierzam.. :)