piątek, 29 kwietnia 2011

58 days! & przyczajony pająk

Kiedy wróciłam ze szkoły do domu, zastałam swoją siostrę kucającą na fotelu, tak aby nie dotknąć nogami podłogi, z wielkim garnkiem w ręce i z przerażeniem w oczach, rozglądającą się po pokoju. Okazało się, że wypatrzyła gdzieś pająka, który z jej opisów wydawał się niemal wielkości i wyglądem  podobny do tych z puszczy amazońskiej, czy innej. Cóż, ja sama strasznie się boję tego typu brzydactw, ale próbowałyśmy gada wytropić, coby go zaraz pozbawić życia. Jednak mimo różnych prób znalezienia go (a podobno taaaki wielki był!), nie udawało się go nigdzie dostrzec. Siostra przekonana była, że widziała go dwa razy, jak przebiegał spod szafy pod biurko. Kiedy wyszłam, zostawiając ją samą na swoim fotelu i z garnkiem w rękach (niby złapać go tam chciała?) krzyknęła, że wylazł, więc pobiegłyśmy z mamą na pomoc. Ale pająka znów nie było. Wyszło na to, że widziała go tylko moja siostra, w dodatku trzy razy. Obszukałyśmy więc znów wszystko, bo przecież wielki pająk grasuje po pokoju, ale nic. Zaczęłyśmy się więc obawiać o zdrowie psychiczne mojej siostry, ona sama przy okazji zaczęła w nie wątpić, kiedy w pewnym momencie, powiedziała:
"Jest! On jest tam! Widzisz? Proszę, powiedzcie, że wy też go widzicie.." Haha. Ano był. Nie taki mały, ale też nie zaraz jakaś tarantula. Mama bohatersko odebrała mu życie, ładnie mówiąc, i uratowała nas obie od zawału. Ugh! Obrzydlistwo!

Czy w Hiszpanii też mają takie paskudztwa? ;>

wtorek, 26 kwietnia 2011

61 days! Madrid, un estilo de vida.

Jestem zachwycona tym, że tworzy nam się piękna international grupka au pair w Madrycie! Czuję, że to będzie fantastyczny czas! Głównie dzięki tym dziewczynom. ;D Jeśli zaś chodzi o mój angielski.. jestem zadowolona, idzie do przodu. Czuje się w nim coraz pewniej (acz w dalszym ciągu jeszcze duuuużo mi brakuje), choć powinnam zdecydowanie więcej się przykładać, bo słówka same się nie nauczą. Najzabawniejszy w tym wszystkim jest fakt, że nie ja jedyna jadę do Hiszpanii, aby podszkolić swój angielski, haha. Ale wierzę, że przebywając w gronie dziewczyn, mówiących między sobą w english, można i tak sporo złapać. :) Jeśli chodzi o hiszpański.. lepiej się nie wypowiadam. xD Jeszcze i na to przyjdzie czas, a jak nie przyjdzie.. to sobie jakoś poradzę i bez! :)

Dostałam od Ros link z klipem promującym Madryt i uważam, że jest świetny. Bardzo mi się spodobał, więc oczywiście załączam go tutaj. Może jeszcze więcej osób zachwyci się, choć na odległość, tym miejscem i dołączy do naszego grona ;)


Podoba się wam? Ja tej piosenki słuchałam chyba z milion razy. ;)

Ale żeby nie było tak za wesoło.. :P Martwi mnie jedna rzecz - rozkład jazdy autobusów z centrum Madrytu do Villafranca. Nie jeździ ich zbyt wiele, a i też dosyć prędko kończą swoją trasę. To niedobrze. Mam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzę. A w razie czego, będzie trzeba kombinować. ;)

I kupiłam sobie cudną książeczkę, "Cinderella". Jest naprawdę śliczna! I do tego po angielsku! Już chyba wiem, co będę robić dzisiaj w nocy. :D

czwartek, 21 kwietnia 2011

66 days! & pociągoterapia

Dzisiejszy dzień można zaliczyć do pozytywnie intensywnych. Odbyłam dzisiaj (niedługą acz) bardzo przyjemną wyprawę, pociągiem oczywiście. Uwieeelbiam pociągi! Nie wiem skąd mój pociąg do pociągów, ale zapewniają mi takie emocje, jakich nie są w stanie dostarczyć inne środki komunikacji. Haha ;)
Później był skok do P.J. coby odśpiewać sto lat, bo dorosłą się dziś stała oraz wizyta u moich dziadków. I tak zleciał mi cały piękny dzień. ;) A naprawdę był piękny! Kurczę, jakoś pozytywniej się zaczyna robić. ;) Może powinnam zaaplikować sobie regularną pociągoterapię i jeździć tak tam i z powrotem? ;>


 
Ludzie tak narzekają na nie, a ja i tak kocham polskie pociągi! ;)
Moja zuwielbiona książka, jako towarzysz podróży.
No i ja. ;)
Wyjazd coraz bliżej. Wiem, będę to powtarzać aż do dnia wylotu, ale to prawda! A ja zaczynam poważniej myśleć o prezentach i przypuszczalnie po świętach wezmę się za to bardziej aktywnie, a wtedy dam wam znać co dokładnie wykombinowałam. Tymczasem zostawiam was z cytatem kiedyś znalezionym w Bridget Jones: "Atmosferę i wydarzenia wokół ciebie tworzy to, co jest w tobie." ;)

środa, 20 kwietnia 2011

67 days! & ochota na mojito

Oooh! Jest lepiej, jest duuużo lepiej! Chyba mój poprzedni post stał się swego rodzaju manifestem, który w niewiarygodny sposób poskutkował i tak oto coś, może dzisiejsze słońce (?), wniosło we mnie zdecydowanie więcej kolorów, optymizmu i radości! Dużo lepiej się czuję już od samego rana, pomimo faktu iż moje nadzieje, że może właśnie dzisiaj uda mi się wstać wcześniej i np. zjeść śniadanie, spełzły na niczym, i tradycyjnie: myłam zęby jednocześnie wrzucając na siebie ubrania i szukając tuszu do rzęs. Może tym pozytywnym akcentem dnia była wszechobecna myśl o wolnym (od szkoły) i zbliżającym się maju.. Na pewno! Czy jest miesiąc piękniejszy niż maj? ;> Dla mnie kolejną radością dzisiaj jest fakt, że dowiaduję się o coraz to nowych operkach będących w wakacje w Madrycie! Co uważam za rzecz fantastyczną! Bo przecież im więcej nas, tym lepiej. ;D A poznawanie Madrytu w miłym gronie na pewno będzie dużo przyjemniejsze i ciekawsze! :)

Dzisiaj host orzekł mi, że hostka pomalowała dla mnie meble na biało. Te, które będę miała w swoim pokoju. Myślę, że to miło z jej strony, bo wiem, że ma dużo innej pracy, a do tego.. białe meble są najładniejsze! ;) Swoją drogą, jutro ma urodziny!

Coś czuję, że niebawem zacznę robić dłuuugą listę miejsc, w które koniecznie zamierzam się wybrać będąc już w Madrycie. Naczytałam i nasłuchałam się o niektórych szczególnie dużo i planuję je sama sprawdzić. :) Na pewno jako numer jeden na mojej liście znajdzie się polecona dzisiaj Gaudeamus Cafe, w której podobno można wypić wyśmienite mojito na dachu zabytkowego budynku biblioteki. Oczywiście nocą! :) I jak można nie uśmiechnąć się na samą myśl o wypiciu mojito w ciepłą hiszpańską noc? 

PS. Mam nadzieję, że i u was się choć trochę polepszyło! :)

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

69 days! Is everything okay with you?

Nie, chyba niezupełnie. Nie wiem co się dzieje ze mną ostatnimi czasy. Zupełnie nie jestem w stanie się za nic zabrać, ani nic przedsięwziąć. A jak już próbuję, to mi zupełnie nie wychodzi! Nic mi się nie chce, a dni lecą, pracy natomiast nie ubywa. Kompletnie się pogrążyłam w jakimś dziwnym stanie, z którego nie potrafię się wydobyć. To dobijające trochę. Zwłaszcza, że gdzie się nie pożalę słyszę: "Same here" (z pozdrowieniami dla Ani ;)). Pogoda cudowna, słońce już wdzięcznie podsmaża skórę i wydawałoby się, że jest to najlepszy czas właśnie na to, aby zrobić coś ze sobą i zacząć działać, w jakiejkolwiek sferze. A tu na odwrót. Co się dzieje? Czy wy też tak macie?
Mam nadzieje, że ten zły czas niebawem sobie pójdzie, a zamiast niego wskoczy elektryzujący power do życia :) W końcu życie jest takie piękne i pełne tyyyylu niespodzianek!;)

Na jednym forum natknęłam się na głupiutki acz radosny temat: "Co Ci dzisiaj sprawiło radość?" Niby proste, ale warto się czasem nad tym zastanowić, bo może być tak, że nie raz nawet nie jesteśmy tego świadomi. Mi na przykład dzisiaj wielką radość sprawiło ciastko francuskie z budyniem i smażalnia w wiosennym słońcu. ;) A wam?

niedziela, 17 kwietnia 2011

70 days! Our little meeting ;)


Zaczynając od odpowiedzi na komentarz Ros: przekażę, przekażę! Jak tylko zdobędę jakieś tajniki wykonywania takich cudów to na pewno podzielę się nimi i na blogu (w możliwym stopniu) i przekażę Ci je osobiście. ;D O to już się nie martw! :)

Wpadłyśmy wczoraj z Gruu na pomysł, żeby zamiast się uczyć, albo obijać (i tak nie robiąc nic konstruktywnego) samotnie w domu, spotkać się i porobić coś kreatywnego razem, co w naszym wypadku okazało się (przeciwnie do imprezy w zeszłym tygodniu :) spędzeniem wieczoru na: jedzeniu (podstawa wszystkiego!), graniu w Scrabble, a później w równie umysłową grę - Tabu , śmianiu oraz słuchaniu dziwnej muzyki, która skłaniała nas do równie dziwnych refleksji. Oczywiście wszystko jak zawsze odbyło się na poziomie naszej ulubionej podłogi. :) A o to zdjęcia zrobione przez Gruszkę, z naszego "małego meetingu":

Pyszna sałatka przytaszczona przez Gruu.

Moje babeczki, które oczywiście wyglądem na chwilę obecną umywają się do dzieł  Sofii, haha. Ale smaczne były i tak!

I Scrabble! :)
Szaleństwo, prawda? Hahaha.
A jeśli chodzi o moje operskie sprawy...dni uciekają, a im bliżej wyjazdu, tym bardziej zaczynam się stresować. Z jednej strony bardzo się cieszę i już nie mogę tu wysiedzieć, a z drugiej zaś napawa mnie to wszystko trochę lękiem i podekscytowaniem zarazem, co podobno nie jest dziwną rzeczą, bo lęk przed nieznanym zawsze budził w ludziach podobne emocje). Ostatecznie jednak bardzo doceniam, że udało mi się tak prędko znaleźć rodzinkę i mieć już te całe poszukiwania z głowy. Te wszystkie problemy ze znalezieniem hostów na wakacje, o jakich słyszę od całej masy innych au pair to jakaś totalna masakra! Dziewczyny pomimo doświadczenia i znajomości języków nie potrafią znaleźć sobie rodzinki. Czyżby wielkie bezrobocie dotknęło także summer au pair? Kiedy czytam o tym wszystkim tym bardziej doceniam swoją pozycję i sama sobie chwilami zazdroszczę. Haha. A więc.. tylko się cieszyć! :P

Rozmawiałam ostatnio z Oscarem o tym, że muszę nadrobić słownictwo związane z żywieniem (mam przygotowaną caaałą długą listę słówek, za które po mału się zabieram :) na co on odpowiedział, że sam jest beznadziejny w nazwach jedzenia. A wiadomo, że jadają tam trochę inne rzeczy niż u nas, ja natomiast coby czasem wiedzieć co mi do jedzenia podają, zaproponowałam, aby i on jak znajdzie wolną chwilę poduczył się trochę. Na co odpowiedział, że spróbuje, a jak mu nie wyjdzie, to najwyżej będę jadała poza domem. Haha. I dodał, że zawsze możemy korzystać ze słowników w dwóch krokach: z polskiego na angielski i z angielskiego na hiszpański. Tak się wymigał! Haha. Co za bezproblemowy człowiek :) Wygląda na to, że chwilami będzie w domu przezabawnie. xD

środa, 13 kwietnia 2011

74 days! & 50 % planu

Co to za plan? ;> Jak wspominałam w pierwszym poście, wraz ze mną rodzinki w Madrycie szuka Rosa (a właściwiej, ja z nią, bo to ona zaraziła mnie tym pomysłem i podesłała pierwsze adresy email do hiszpańskich families, za co jej baaardzo dziękuję! :D) Na chwilę obecną jest tak, że ja znalazłam swoich hostów, a Ros musi się jeszcze troszkę pomęczyć, ale, ale..  już niebawem! Wszystko jest na dobrej drodze ;) I jeśli chodzi o nasz plan, jakiś miesiąc temu (to tak prędko zleciało!) postanowiłyśmy, że wyjedziemy obie do Hiszpanii i będziemy tam razem w okolicach Madrytu. Przewidziałyśmy wspólne zwiedzanie, imprezowanie, weekendowe wypady, zakupy, poznawanie nowych ludzi, jedzenie owoców morza (nadal mam średni stosunek do tego :P) i smażenie się na słońcu. Czy to nie w istocie idealny plan? ;>  Haha. Już niewiele brakuje, aby móc śmiało powiedzieć, że wrócimy razem we wrześniu jako murzynki mówiące po hiszpańsku. ^^ Połowa sukcesu za nami,  teraz bardzo proszę o trzymanie kciuków za drugą! :)

Jakiś czas temu dostałam dwie konkretne oferty bycia au pair: w Barcelonie i Londynie (chlip, chlip). Ale strasznie się cieszę, że mogłam odmówić i powiedzieć: "przykro mi, ale już znalazłam swoją perfect host family"!  (Przy tym polecając im inne dziewczyny.) To naprawdę takie miłe uczucie! Jakby mi kamień z serca spadł.  Ten ciężar myśli "czy aby na pewno się uda?" Uda, a bo jak inaczej! Uświadomiłam sobie, że na szczęście nie ma odwrotu, bilet zarezerwowany, a Madryt czeka, więc na żadne tchórzenie nie można sobie pozwolić (mówię, bo przypuszczam, że jeszcze nie raz będę miała myśli zwątpienia), a i przecież host rodziny ani siebie samej zawieść nie mogę. ;)

Poza tym, rozmawiałam wczoraj ze swoją hostką i stwierdzam, że jest przesympatyczna, mimo tego, że chwilami miałam problem ze zrozumieniem jej angielskiego. xD Może to jakaś hiszpańska odmiana english.  Haha. Ale słyszałam, że Hiszpanie raczej angielski średniawy mają. No trudno, zobaczymy! Mój przecież też nie jest dużo lepszy, więc jakoś sobie poradzimy. :D

Nie mogłam się powstrzymać przed wrzuceniem tego. Obiecuje, że to już ostatnie! Ahhh, też będę takie rzeczy kiedyś robić. ^^ Oczywiście wszystko twórczości Molly Mellow (czyli mojej hostki): 







Taki chcę mieć na swoim ślubie! ;P

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Confirmation!

Aaaaaaa! Dostałam potwierdzenie rezerwacji lotu! Tak się cieszę! Strasznie się stresowałam, że coś poszło nie tak przy rezerwacji i się nie udało, bo czekam czekam a tu nadal nic nie przychodzi. Ale teraz patrzę na skrzynkę i.. jest! Nareszcie! :)  A więc.. od 25 czerwca do 6 września będę mieszkać w Madrycie! Aaaa! Jestem taka podekscytowana! To w ogóle jest chyba niemożliwe. Może ktoś powinien mnie obudzić? Albo może lepiej nie.. haha. Cudownie!

Wielu ludzi dziwi się temu pomysłowi, uważa to posunięcie za niebezpieczne, a czasami nawet za nieodpowiedzialne i szalone. Ale co z tego? Ja się nie boję! Zamierzam pojechać tam i być zajebiście szczęśliwą. ;) Oczywiście, jestem ostrożna. I wiem, że może nie tak bardzo jak "wszyscy" mówią, ale jest to trochę ryzykowne. Jednak czy z tego powodu mam wiecznie siedzieć w czterech ścianach i nic nie zrobić ze swoim życiem? Nie! Zamierzam podjąć owe ryzyko, spróbować i być z tego cholernie zadowoloną. Bo jak lepiej nauczę się życia jak nie w ten sposób? Jak inaczej znajdę swoje miejsce w świecie i dowiem się czego tak naprawdę chcę? No więc właśnie :) 

Nieskromnie mówiąc.. au pair to wbrew pozorom odważne i silne kobietki :)

Do wyjazdu zostało mi jeszcze.. 76 dni! :)

sobota, 9 kwietnia 2011

Let's party! ^^

Na początku załączam śliczną piosenkę. Natknęłam się na nią wczoraj w serialu Pretty Little Liars i nie mogę jej przestać słuchać. Jest naprawdę szałowa. Jak tylko odkryje w jaki sposób mogę ją dodać do pasku po prawej, zaraz to zrobię, ale na razie wrzucam ją tutaj, do posta. Ah! :)


Zauważyłam, że ostatnio moje życie towarzyskie bardzo zubożało, żeby nie powiedzieć, że stałam się niemal aspołeczna. Haha. Jest to wynikiem faktu, że inne rzeczy takie jak zajęcia w szkole, jazdy, a także sprawy operskie (nie oszukujmy się, idzie na to sporo czasu) pochłonęły większość mojego dnia i energii. W związku z tym nie chciało mi się ostatnio w ogóle ruszać tyłka z domu. Ale (uwaga!), jak bardzo mi się wczoraj nie chciało, tak bardzo mi się dzisiaj chce i cieszę się, że idę na dużą osiemnastkową imprezę znajomych. Zwłaszcza, że wkręciłam na nią również Gruu i wybieramy się  tam razem! Może być naprawdę fajnie. Będziemy szaleć przez caaałą noc! Aaah! :) Nareszcie! Trzeba wrócić do życia. i zająć się też czymś innym. Zwłaszcza, że host rodzinka już na mnie czeka, i nie ma się czym martwić (choć ja zawsze znajdę jakiś powód do stresowania się, ale temu poświęcę kiedyś cały post :P). A i przyda mi się Before Party przed hiszpańskimi szaleństwamy. ;D Haha. Czuje przypływ energii, trzeba to wykorzystać! A więc.. LET'S PARTY! ^^

PS. w Madrycie jest dziś 30 stopni.

środa, 6 kwietnia 2011

Identity card

Dostałam dzisiaj dowód! Trochę wcześniej niż przewidywałam. Bardzo się cieszę, bo w moim przypadku znaczy to tyle, że.. w każej chwili mogę zabookować lot! I zrobię to zaraz jak tylko znajdę chwilę, aby poszukać najlepszego i w miarę taniego połączenia z Krakowa (bądź Katowic) do Madrytu. A wtedy.. już prawie  wszystko będzie załatwione! Jeszcze tylko wyrobienie EKUZ, które trwa jeden dzień i zakup prezentów dla host family. Chyba już wiem co kupię dzieciom (reszta mi sprawi większy problem). Ale szczegóły zdradzę dopiero, jak już będę się wybierała na konkretne prezentowe zakupy. :)

Ten czas tak szybko leci! Pamiętam jak dopiero kilka miesięcy temu zamarzyłam sobie, aby spróbować zostać au pair. A tu lada dzień (mała hiperbola) będę wsiadać cała przerażona do samolotu, aby przeżyć wakacje swojego życia! Haha. Cuuudownie! ;)

wtorek, 5 kwietnia 2011

Buenos dias Madrid!

Całe lato w Madrycie! Czy to nie wspaniałe?! Będę smażyć w upale swoją arystokratyczną skórę xD A w nocy popijać drinki w basenie albo tańczyć do upadłego na hiszpańskich imprezach. Ah! Ah! No dobra, to mój piękny obraz wyjazdu, w chwilach ekscytacji. Ale czasami łapię niezłego stresa, kiedy uświadamiam sobie jak bardzo zaczyna to się stawać realne. W sumie moje obawy odnoszą się głównie do kwestii językowej i co chyba normalne - myśli, czy spełnię oczekiwania rodziny, a ona moje. Jak tylko nastanie jakaś wolniejsza chwila (czyli w okolicach maja) będę musiała się solidniej wziąć za swój angielski, wzbogacić słownictwo (m.in!). O hiszpańskim oczywiście nie mówiąc. Może uda mi się załapać jakieś podstawowe zwroty, coby to całkiem na żywioł (choć, czy to wiele zmieni?) nie iść. xD

Zasłyszałam, że w Majadahonda jest jakaś fajna szkoła salsy, a ja uwieeelbiam salsę! Kto wie, czy nie uda mi się złapać jakiegoś wakacyjnego kursu?


Jeden Hiszpan, z którym rozmawiam od kilku dni, powiedział mi, że mam latynoską duszę. Haha! Może i on ma rację? W końcu miłość do tańca oraz życia nocą mam.. Kto wie, co to się jeszcze ze mną okaże!

I love this song! :
Shakira - "Hips don't lie"

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Passport and cupcake business

Byłam dzisiaj w Urzędzie Paszportowym złożyć wszystkie niezbędne dokumenty wraz ze zdjęciem (o którym lepiej nie mówić..). Kobiecina nie umiała ogarnąć moich lini papilarnych, bo to małe urządzonko, które robi odciski palców, miało problem z odnalezieniem mi punktów charakterystycznych (może ich więc po prostu nie mam? ;>), więc trwało to trochę dłużej. Wygląda na to, że za jakieś dwa tygodnie dostanę do niczego, moim zdaniem, nie potrzebny mi paszport (ale w raaazie czego niech będzie), a za najpóźniej tydzień - dowód. Co znaczy, że już wtedy będę mogła zabookować swój lot do Madrytu! ^^ 

Chciałam jeszcze powiedzieć słówko o mojej hostce, która ostatnimi czasy jest bardzo zajęta, bo otwarła swój własny cake decorating business ("Molly Mellow"). Z tego co mi wiadomo zajmują się tam robieniem różnych ślicznych, kolorowych ciast (tortów), ciasteczek, babeczek i innych, oraz składającymi się z wielu kursów szkoleniami. Czy to nie brzmi fantastycznie? Myślę, że jak na czynność mającą nazywać się pracą, może to być całkiem przyjemne zajęcie. W mailu, który dostałam od niej w piątek, co swoją drogą było miłe z jej strony, zaoferowała się, że jeśli będę chciała, to będzie mogła mnie uczyć! Myślę, że to może być okazja aby podłapać dużo nowych, ciekawych rzeczy. A ja uuuuwielbiam piec!

Ogólnie jestem nieźle podjarana kulturą hiszpańską, ich jedzeniem, trybem dnia (i nocy!), na tyle, że nie mogę się doczekać aby to wszystko poznać, przeżyć, a później przywieść ze sobą do Polski. Myślę, że dużo ciekawych i smacznych rzeczy jeśli chodzi o kulinaria można się od nich nauczyć. Obym się nie myliła! Na pewno większością będę dzieliła się tutaj z wami. :)

Ja już chcę do Madrytu! ^^

Molly Mellow