piątek, 12 sierpnia 2011

Party, party, party! Za duzo mojito i poznanie gwiazdora meksykanskich telenowel. ;)

Witajcie kochani moi, co to tak wiernie przypominacie mi na wszelkie mozliwe sposoby, ze oczekujecie na nowego posta, oraz Ci, ktorzy w milczeniu odwiedzacie mojego bloga, nabijajac statystyki. :)

W koncu udalo mi sie znalezc dla was czas i podjac (nie pierwsza z reszta) probe wydobycia z siebie tego obiecanego posta, co to mam nadzieje pozwoli mi zaczac pisac bardziej na bierzaco. :)

Jak sie domyslacie, tym razem bedzie o.. imprezowaniu! ;) Ale zanim do tego przejde, chcialabym poprosic, abyscie nie pomysleli sobie, ze moje zycie sklada sie tylko z imprez, picia, itd. co bedzie mozna nieslusznie wyciagnac po przeczytaniu tego, co zaraz napisze. Moj dzien zaczynam o godzinie 9, 10. Zajmuje sie dziecmi do godziny 18 lub nieraz (zwykle) troche dluzej (a praca au pair, z pozoru wydajaca sie niczym szczegolnym, czasami potrafi byc naprawde ciezka i meczaca, pomimo iz dzieci me szczerze kocham). Po tej "osiemnastej", lece do swojego pokoju, biore prysznic, ogarniam sie i lapie autobus do Madrytu. Tak jest praktycznie codziennie. Dzien powszedni w Madrycie spedzam zwykle dosc spokojnie - jakies spacery, spotkania ze znajomymi, zakupy (ostatnio az za duzo), poznawanie nowych ludzi na dziwne przypadkiem odkrywane przeze mnie sposoby (kiedys je ladnie wszystkie wypisze), itd. Jednak prawda jest, ze kazdego dnia cos sie dzieje i nigdy jeszcze nie zdazylo mi sie tutaj nudzic. Weekendy natomiast, zaczynajace sie dla nas au pair juz od piatku w wieczor, zwykle spedzamy na imprezowaniu (i dosc czesto w gronie innych au pair). Bo mimo wszystko, ten sposob spedzania wolnego czasu (noca!) jest nierozlaczna czescia zycia w Madrycie. :)

Po moim przyjezdzie do domu odbylo sie wielkie wypakowywanie, gdyz zabralismy ze soba prawie caly dom, oraz wlasciwie rownie wielki powrot w zycie nocne w Madrycie. :) W sumie niezbyt sie jeszcze zastanawialam co z soba zrobic tego wieczoru/nocy, gdyz troche jeszcze zylam La Manga i myslami o innych rzeczach, ale Ros bardzo zalezalo na tym, abym poszla z nia na jakas impreze, poniewaz miala w ten weekend wyjezdzac na dluzej, a wiec czy chcialam czy nie, wyjscia nie mialam, haha. Na poczatku (jak zwykle) poszlysmy na meeting au pair z calego swiata, aby razem udac sie do parku Templo de Debod na maly botellon. Spedzilysmy tam troche czasu, po czym tradycyjnie, porozdzielalysmy sie na mniejsze grupki ze wzgledu na wizje "co robic dalej". Ja w sumie nie imprezowalam zbytnio (mam na mysli klubowe imprezy), podczas moich pierwszych dwoch tygodni tutaj, wiec zaufalam Ros i poszlam z nia do sprawdzonego miejsca, w ktorym byly z dziewczynami tydzien temu, podczas mojej nieobecnosci. Co prawda zaplacilam za wejscie 10 euro (pierwszy i ostatni raz, jak sie zaraz przekonacie), ale wtedy bylo mi to nawet obojetne, zwlaszcza, ze zapewnila, iz muzyka sie nadaje do tanczenia, a wiec idealnie. I owszem, wcale sie nie zawiodlam. W Moondance, bo tak sie nazywa to miejsce, przetanczylam cala noc, az do godziny 6 nad ranem, kiedy to zamykali, wyganiajac przy tym mase dobrze bawiacych sie ludzi. Impreza byla pefekcyjna. Wytanczylam sie za wszystkie czasy, rowniez na speciajnych podwyzszeniach, na ktore nie raz zostalam zaciagnieta i ktore w niezrozumialy mi sposob, oslawily nas do tego stopnia, iz czasami zdawalam sie na skutkujaca taktyke "przepraszam, ale jestem lesbijka" . Muzyke puszczalo dwoch Dj´i. Z jednym z nich sie zapoznalam, istota przekochana, od tamtego czasu zawsze przechowuje moja torbe, cobym mogla sobie spokojnie potanczyc. A i uwaga! Nie wiem czy bylo to zwiazane ze mna i moim pochodzeniem, ale na takim czyms co wyswietla rozne kolorowe napisy wklepywane przez niego w komputer (serio nie mam pojecia jak to sie nazywa), pojawil sie w jednym momencie napis po Polsku (wsrod samych hiszpanskich): POCALUNKI! Bylo to strasznie slodkie. Pokochalam to miejsce i tego Dj´a. Tego tez piatku poznalam tam  francuza, z ktorym spedzilam reszte nocy i z ktorym spotykalam sie jeszcze intensywnie przez nastepny tydzien. ;)

Odrobina klimatu, ktory czulam tamtej nocy:


Nastepnego dnia, na skutek powrotu do domu o godzinie 8 rano, przetanczenia calej nocy i bycia zmeczona po podrozy, obudzilam sie o 18. Nie moglam uwierzyc. Byl to dla mnie niemaly szok. Troche mialam problem z ogarnieciem sytuacji, na zasadzie "a to jaki dzisiaj jest dzien?", bo caly przespalam, oraz bylo mi troche glupio ze wzgledu na hostow, ale badz co badz - byla niedziela, moj dzien wolny, godzina 18 cos jak zwleklam sie z lozka. Poszlam zjesc sniadanie, costam porobilam, wieczor pozny nadszedl w mgnieniu oka, a Sofia zapytala mnie czemu nigdzie nie ide dzisiaj. Troszke sie zdziwilam, gdyz nie wiedzialam, ze moge i nawet nie przyszlo mi to do glowy. Okazalo sie jednak,ze poniedzialek jest dniem wolnym od pracy i ze ja rowniez moglam sobie zrobic wolne, a wiec zjadlam cos i wsiadlam w ostatni autobus do Madrytu, aby o polnocy spotkac sie z francuzem na Plaza de España i wrocic do domu nad ranem.

- - - - - - - - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Post ten zostal napisany pozno w nocy. Mialam ambicje go tez wtedy skonczyc, ale ze ostatnio bardzo na zdrowiu zaniemoglam, musialam przerwac. Jak widzicie nie dobrnelam nawet do mojito i gwiazdora meksykanskich telenowel, juz nie mowiac o wszystkim, co bylo pozniej. Zdalam sobie jednak sprawe, ze wiecej dopisac nie dam rady dzisiaj, a zeby czymkolwiek sie z wami podzielic i nadal nie zwodzic, wrzucam to, co mam. W miare mozliwosci czasowych i zdrowotnych, postaram sie dopisywac w tym samym poscie cala reszte, uzupelniac. Mam nadzieje, ze nie bedziecie musieli dlugo czekac (i w ten weekend zakoncze ten watek). Gorace buziaki! :)

4 komentarze:

  1. Świetnie że się bawisz :D pozazdrościć . I hostów masz wyluzowanych jak ci niczego nie wypominają ... A jakiego to gwiazdora poznałaś :)??? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde, jak ja Cię lubię czytać :D Znaczy się twoje posty, które samemu chciałoby się przeżyć, a nie ma się, niestety, odwagi :). Chciałabym móc wyjechac jako au pair, ale do USA, jednak nie mam na tyle odwagi, więc zazdroszczę Ci jej! naprawdę! :-) A co do Hiszpani, ach marzenia! (Barcelona <3 ) No cóż może się spełnią. A tym czasem życzę dobrego samopoczucia i samych zwariowanych chwil w Madrycie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak ma być! trzeba korzystać z życia ile się da :) jesteś młoda...pracę swoją wykonujesz...to i wolne i zabawa Ci się należą :) ja życzę zdrowia, żeby sił na dalsze balowanie starczyło ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. zakupoholiczka --> Ja wszystko robie w swoim wolnym czasie i bez krzywdy na innych, wiec wydaje mi sie, ze nawet nie powinni. :) Gwiazdora.. Hahaha. Nazywa sie Anhuar Escalante. :)

    Angelika --> Cieeesze sie! Tylko dlatego je pisze, haha. Ale laska, ja nie jestem w USA (choc kto wie, co bedzie w przyszlosci..:P), a w Europie, mozesz tez zaczac od tego. A odwaga.. to nic innego jak zdanie sobie sprawy, ze sa rzeczy straszniejsze od tych, ktore masz zrobic. Hahaha. :) Zycze powodzenia w zastanawianiu nad wyjazdem, bo to naprawde rewelacyjna sprawa. Zachecam i pozdrawiam! :)

    Madzienka --> Dokladnie tak samo mysle, hahaha. :) Dziekuje bardzo i tego samego Tobie! Buziaki

    OdpowiedzUsuń