czwartek, 20 października 2011

Decyzja o wyprowadzce do centrum i ostatnie chwile w host domu.

Ciąg dalszy posta poniżej: Mialam dosyc tego wszystkiego. Bilet miesieczny konczyl mi sie w srode, a wiec od czwartku do wtorku za podroz do centrum Madrytu musialabym placic po prawie 10 euro dziennie. Nie byloby mnie na to stac, a na pewno nie zamierzalam spedzic ostatnich dni w domu. Host powiedzial, ze do tygodniowki nie doloza mi wiecej niz 10 euro, a na pytanie, czy zwroca mi pieniadze za bilet lotniczy (w mailach dopuszczal opcje zaplacenia polowy, ale zaznaczyl, ze zdecyduje pod koniec), odpowiedzial: "We're not going to give you more money." Ok, w porzadku. Jak chcecie. Do samego konca wykonywalam swoja prace jak moglam najlepiej, żeby nigdy wiecej nie mogli mi zarzucic, ze zle pracuje, czy cokolwiek. Nie bylo to zreszta niczym udawanym, bo dzieci w istocie spisaly sie w ostatnie dni duzo lepiej niz wczesniej i na mysl, ze je opuszam robilo mi sie troche smutno. Jednak zdecydowalam, ze jesli tylko bedzie taka mozliwosc, wyprowadzam sie z domu juz w sobote.

Po rozmowie z hostem na temat pieniedzy, przekonalam sie jeszcze bardziej, ze to dobry pomysl, a po smsie, jakiego dostalam w srode upewnilam sie, ze wyprowadzam sie bez dwoch zdan. Bowiem, zostalam w smsie poinformowana, ze moja au pair praca, jak to nazwal, konczy sie w piatek. I ze zapomnial mi o tym wczesniej powiedziec. Co to znaczylo? Znaczylo to tyle, ze skapiec nie chce mi placic pieniedzy za poniedzialek i wtorek i, ze moge sobie mieszkac, ale nie dostane kasy za prace. A wiec.. co ja tam wiecej mialam do roboty? W srode jeszcze przed otrzymaniem tej wiadomosci, rozgladalam sie za hostelami w centrum (jesli zdecydowalabym sie na jeden z nich, wyszloby mnie to kosztami podobnie jak dojazd). Na szczescie jednak udalo mi sie znalezc schronienie u kolezanki, innej au pair, ktora wynajmuje mieszakanie, i zaoferowala sie, ze moge zajac na ten czas jej wolny pokoj. Tak wiec bez wiekszego namyslu, poinformowalam rodzinke, ze wyprowadzam sie w sobote lub piatek, jesli nie maja nic przeciwko. Oczywiscie nie mieli, a nawet podzielali moj pomysl (sugerujac piatek), a wiec doskonale. 

Generalnie, mimo iz nie posiadalam juz zbyt duzo pieniedzy (sporo pochlonely lekarstwa na zapalenie ucha, oplacanie nieszczesnego telefonu i w ogole, nie za tanie zycie), wiedzialam, ze bedzie to bardzo dobry czas, i kolejne wyzwanie dla mnie. :) Pozytywnie napedzala mnie wizja spedzenia pieciu dni w mieszkaniu ulokowanym w samym centrum, wraz ze znajomymi, z masa wolnego czasu, z mozliwoscia odespania, a takze imprezowania kiedy i ile chce, oraz przede wszystkim, spedzenia ostatnich dni w Madrycie ze swoim mezczyzna, w ktorym bylam szalenie zakochana i z ktorym spedzilam szalenie cudowny czas.

W srode, ostatni dzien waznosci mojego biletu, wyjechalam do Madrytu pozalatwiac wszystkie swoje sprawy dotyczace mojej przeprowadzki, wyjazdu i zakupu milionomegabitowego pendrive'a, coby pomiescil wszystkie moje zdjecia. W czwartek zostalam w Villafranca, aby sie spakowac i spotkac z przyjacielem z mojej urbanizacion poraz ostatni. 

Tego tez dnia, liczylam, ze porozmawiam z hostami na temat mojego wyjazdu (bo oczywiscie nadal wszystko odbywalo sie w milej, przyjacielskiej atmosferze) i liczylam, ze opuszcze dom w takich godzinach, aby moc sie ze wszystkimi pozegnac, albo cokolwiek. Oni jednak nic nie wspominali na temat mojego wyjazdu, jak gdyby nigdy nic. Mialam wiec nadzieje, ze pozniej obgadamy godzine mojego opuszczania domu (bo wczesniej rzeczywiscie nie bylo czasu) i cos wspomna, jak oni to sobie wyobrazaja. Szczerze, mialam nadzieje, ze zaangazuja sie jakkolwiek. Uslyszalam, ze host sie pojawil w ogrodzie, ale pozniej Sofia zniknela i tak ich nie zlapalam. Zaczekalam wiec na nich w naszej czesci domu, ale nie przychodzili. A ja zas chcialam wyjsc, zobaczyc sie z przyjacielem. Bylo juz po 22. Cicho wszedzie, poszlam wiec w koncu do drugiej czesci domu, gdzie mieszkala Berta i od razu sie cofnelam, kiedy zobaczylam, ze siedza sobie razem, ciesza sie i jedza kolacje zamowiona od chinczyka. No wybaczcie, ale zrobilo mi sie troche przykro. Ze niby czlonek rodziny? Tak to wlasnie z nimi bywalo. Wkurzylam sie i chwile pozniej wybieralam do wyjscia. Z nimi zamienilam po drodze kilka slow, dalej nie palili sie do wspominania o moim wyjezdzie. Sofia powiedziala tylko, ze jutro wroci na lunch i wtedy spedzimy troche czasu razem, a po lunchu bede mogla pojechac. Ok.

W piatek rzeczywiscie, wrocila troche wczesniej, nalozyla nam makaron, zjedlismy, jak zawsze, jak gdyby nigdy nic. Ani slowa o mnie. Moze to i troche egoistyczne, ale jesli moj dom opuszczalby ktos, kto jednak mial jakis wklad w wychowanie moich dzieci albo w ogole, mieszkal ze mna przez jakis czas, na pewno skierowalabym temat na jego osobe, chocby z uprzejmosci, chocby na chwile. No wiecie co mam na mysli.. Poza tym, nieskromnie mowiac, ale angielski Marty, pomimo jej wielkich niecheci do nauki, stal sie o niebo lepszy, a mi by wystarczyly dwa slowa podziekowania przy lunchu. Malo, ze ich nie uslyszalam, nie dostalam od rodziny zadnego prezentu na pozegnanie (co bylo nieco chamskie bo tak sie robi w zwyczaju, zwlaszcza, ze ja im prezent przywiozlam), a host nawet sie ze mna nie pozegnal. Hostka zaoferowala, ze moze mnie zawiesc do Madrytu o 16, bo jedzie w tamta strone, wiec mialam godzine na zebranie reszty swoich rzeczy. W sumie nawet mnie to ucieszylo i ulatwilo sprawe, bo nie musialam placic za autobus i sie w nim targac z bagazami.

Wyobrazcie sobie jednak, ze kiedy zbieralam swoje kosmetyki z lazienki, hostka z houskeeper zaczely rozkladac moje lozko. Wierzycie w to? Nawet nie zdazylam opuscic ich domu, a one juz przy mnie rozkladaly i wynosily z pokoju moje lozko oraz inne rzeczy. Bylam wtedy tak szczesliwa, ze nie musze im juz wiecej zawadzac i wyprowadzam sie za kilka minut!

Chwile pozniej, Sofia przyszla do mnie z listem ze szpitala w Majadahondzie, o ktorym jakims trafem, zapomnieli mi wczesniej wspomniec. Oznajmila, ze domagaja sie, abym pokazala im swoja karte ubezpieczenia zdrowotnego jeszcze raz, bo inaczej bede musiala zaplacic za leczenie. Sytuacja ta zwiastowala klopoty na sam koniec. I co ja mialam w tamtej chwili zrobic? Pomyslalysmy razem, pomyslalysmy, i niechetnie, ale zgodzilam sie, aby zostawic hostce swoje ubezpieczenie. Ona miala zadzwonic tam w poniedzialek i dowiedziec sie co i jak. Ewentualnie zawiezc im ta karte, bo pracuje niedaleko i po sprawie. Coz.. dla mnie mialo to byc najwygodniejsze wyjscie, acz jak sie okazalo, jednak niekoniecznie.. Ale nie uprzedzajmy faktow, o tym pozniej.

Teraz pokaze wam, co dostalam od swojego host dziecka, dwa dni wczesniej, kiedy zajmowalysmy sie malowaniem. Ja musialam posprzatac w kuchni, wiec mala byla sama na tarasie przez moment. Przyszla po jakiejs chwili do mnie i spytala jak sie pisze "Kocham Cie". Napisalam jej na kartce i pobiegla cos broic. Zastrzegla tylko, zebym nie wchodzila. Pracowala, pracowala, i wrocila do mnie z pakunkiem, ktory w srodku zawieral takie oto arcydzielo:

Polecam zwiekszyc sobie obrazek, aby cos zobaczyc. :)

Zrobilo mi sie na prawde przemilo, zwlaszcza, ze Marta nie nalezy do dzieci, ktore chetnie pokazuja swoje uczucia, a nawet czasami zdawalo mi sie, ze ona sie ich po prostu wstydzi. Z tego tez powodu tym bardziej docenilam otrzymany prezent.

Po dopakowaniu ostatnich rzeczy, ktore nazbieralam mieszkajac tam przez ponad dwa miesiace, Sofia odwiozla mnie do Moncloa. Po drodze wspomniala, ze teraz nie moga rozmawiac przy dzieciach po angielsku, jak chca cos ukryc, bo Marta ktoregos razu sie wtracila: "I understand you!". :) Podziekowala ogolnie, ucalowalam Marte i poszlam na Intercambiador. Od tej chwili, przez jeszcze pewien czas bylam, w pewnym sensie bezdomna. co nie bylo tez takim zlym uczuciem, hahaha. :)

5 komentarzy:

  1. I co z tym ubezpieczeniem w końcu wyszło?

    OdpowiedzUsuń
  2. jak twoja rodzina znalazla adres bloga?!
    jej, to przerazajace troche... :P
    czekam na wiecej notatek. gdzie chcesz isc na studia? madryt?:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przerażające. Oni chyba chcieli mieć 24-godzinną pomoc do dzieci, a nie au-pair i chcieli, żebyś siedziała w domu non stop, ewentualnie zazdrościli Ci, że możesz się gdzieś wyrwać. Dziwni ludzie. Jestem ciekawa, co dalej.
    A Marta rzeczywiście miło się zachowała, najlepiej z nich wszystkich. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wooow! naprawdę niezłe przygody z nimi miałaś!

    OdpowiedzUsuń
  5. Karolina --> Z ubezpieczeniem wyszlo to, ze ostatecznie sama musialam caly poniedzialek wydzwaniac do hostow, nikt nie odbieral caly dzien, pomimo iz to oni mieli do mnie zadzwonic. Ale o tym jeszcze napisze dokladniej, bo troche na ten temat jest, ok?

    Karolinkie --> Sama nie jestem pewna. Jakos mnie wygooglowali. Mowia, ze adres maja z mojego fejsbuka, ale moim zdaniem byl wowczas zablokowany. Nie wiem...

    Studia.. hahah, pierwszy rok po skonczeniu szkoly robie sobie wolny. I mam glebokie nadzieje, ze w tym czasie zdolam na tyle opanowac jezyk i wykombinowac sobie wszystko tak, aby wlasnie tam studiowac, w Madrycie. :)
    Hope so!

    niezrozumiala --> Marta rzeczywisicie, zachowala sie najlepiej z nich wszystkich. I dokladnie tak samo pomyslalam! :)
    Wiesz co, to jest troche pomylone, bo z drugiej strony stale mowili, ze moge sobie wychodzic, imprezowac, korzystac z tego, ze tu jestem. Wiec widzisz.. mozna zglupiec.

    Sophie --> No troszeczke. ;)

    OdpowiedzUsuń