czwartek, 20 października 2011

Kilka ważnych słów wyjaśnienia, czyli Prawda.

Well... Nie jest to dla mnie latwe, wiec przejdę od razu do rzeczy, ok?  Ale pozwole sobie od konca: 
A wiec.. do Polski wrocilam w nocy 6 wrzesnia. Czyli jak widac, troche czasu juz tutaj jestem i niestety, dalej nie potrafie sie przestawic na zupelnie inne zycie, ogarnac i przyjac do wiadomosci, ze rzeczywistosc, ktora pokochalam, zostala tam, w Madrycie, a ja jestem tutaj. Przez dluugi czas (,zeby nie powiedziec, ze nawet do tej pory) towarzyszyla mi depresja poprzyjazdowa. Nie bylam w stanie nic zrobic, nic napisac, nawet wejsc na bloga. Nawet sprawdzac maila, na ktorego przychodzily mi wasze komentarze i maile. 

Sluchajcie.. to byl najwspanialszy czas w moim zyciu. Ten wyjazd byl najcudowniejsza rzecza, jaka moglam zrobic dla siebie samej.

Skąd wiec depresja?
Zycie jakie tam prowadzilam bylo zupelnie inne od tego, tutaj w Polsce. Poznalam wiele wspanialych osob, ktore przeuwielbialam, poznalam nowa kulture, mentalnosc, ktora mnie niezwykle urzekla. Bardzo dobrze poznalam nocne zycie najlepszego pod wzgledem imprez miasta, duzo sie nauczylam, usamodzielnilam, a do tego wszystkiego sie najzwyczajniej w swiecie zakochalam. Wyobrazacie wiec sobie, jak trudne bylo dla mnie wejscie do samolotu, ktory mial mnie oddzielic od tego wszystkiego, jesli nie na zawsze, to na dlugi czas.. Stad depresja.

Dlaczego milczalam bedac jeszcze w Madrycie?
No i tu sie zaczyna ta jeszcze mniej przyjemna czesc..
Brak czasu brakiem czasu. Ale.. coz, mysle, ze aby byc z wami choc troche w porzadku, powinnam powiedziec o tym, co zaszlo. Z reszta, chce o tym powiedziec. Jesli ktos bedzie mial do mnie o to pretensje, to bardzo przepraszam, ale w tej chwili mam juz to gdzies. Bowiem..
Rzeczy, ktore opisywalam na blogu (a niestety z samego wyjazdu bylo ich bardzo niewiele), byly i tak troche okrojone, ze wzgledu na to, ze nie chcialam raczyc wszystkich "znajomych" majacych dostep do bloga, soczystymi informacjami o np. moich wszystkich romansach, czy innych bardziej osobistych rzeczach. Jednak pewnego dnia, zupelnie sie zamknelam, gdy doszla do mnie (i to w jaki sposob!) informacja, ze CAŁA moja host rodzina czyta regularnie mojego bloga... Oczywiscie, nie pisalam o nich raczej nic zlego, ale jesli sobie przypomnicie, pisywalam tutaj o bardzo roznych rzeczach, o nich rowniez, o prezentach, o wszystkim! A oni od samego poczatku, nim jeszcze przyjechalam, bezczelnie czytali to wszystko, przetlumaczone w translatorze! 

Jak sıe o tym dowiedziaIam? NadaI na samo wspomnıenıe chce mı sıe ryczec. Jednego dnıa rano, bawiIam sie z dzieckıem przy basenıe, kıedy drugıe jeszcze spaIo. PrzyszIa do mnie Lidia i przyniosIa teIefon od hosta, ktory przerazajacym gIosem, jakby míaI mnie zaraz zwoInic, powiedzıaI, ze przeczytaI mojego bIoga ı chce, abym zmıenıIa tresc ostatnıego posta, ze jemu sıe nıe  podoba. Rozumıecıe?! Nıe dosc, ze dowıedziaIam sıe, ız wszyscy z nıch czytaIı bIoga, to jeszcze host zadzwonıI do mnie, mowıac, ze mam w tej chwıIı zostawıc dzıecko, pojsc do pokoju i zmıenıc posta napısanego wıeczorem. MıaIam usunɑc z nıego sporɑ, pewna czesc. ByIam tak przestraszona, roztrzęsıona, ze nıe wıedziaIam co zrobic.ZadzwonıIam do mamy i sıe popIakaIam. Oczywıscıe nıe majac ınnego wyjscıa, zrobıIam co kazaI..

To bylo przed wyjazdem do La Manga. Od tamtej pory juz po malu zaczelo sie sypac. A w ogole, wiecie, ze wcale nie zamierzal mi powiedziec, ze nie bede miala dostepu do internetu przez dwa tygodnie? Stwierdzil, ze uprzedza mnie tylko dlatego, ze wie, ze pisze bloga codziennie. Tak, zamierzal oznajmic mi to dopiero w drodze, w samochodzie. Czy to nie bylo laskawe z jego strony ze jednak zdecydowal sie wczesniej?!
Wiem, ze moglo wydawac sie po moich postach, iz rodzinka do konca okazala sie taka wspaniala na jaka wygladala i tak dalej, ale w istocie bylo inaczej, (choc kto bardziej spostrzegawczy, zauwazyl, ze nie wszystko bylo jak trzeba). Po prostu w pewnym momencie zaczelam omijac ich temat i skupilam sie na czyms innym.

Mialam jednak ciagle swiadomosc, ze on to wszystko sobie czyta, a ja nie chcialam, aby host do ktorego stracilam zaufanie i okazal sie (nie tylko ze wzgledu na sprawe z blogiem) chamski oraz falszywy, wiedzial wszystko, co dzieje sie w moim zyciu, aby wiedzial cokolwiek. Dlatego pomyslalam, że ze wzgledu na was, bede pisac dalej, ale bez jakis wiekszych szczegolow, albo ogolnie, ale jak widzicie, nie potrafilam w ten sposob i przestalam calkiem.. A w dodatku on, mial czelnosc napisac do mnie zartobliwego maila, z zapytaniem, czy to przez niego nie pisze dalej bloga. Raz zaś stwierdzil, ze rzeczywiscie, lepiej by bylo, gdybym wlaczyla w swojej klawiaturze polskie znaki, bo wtedy mogl wiecej rozumiec (gdyz translator lepiej tlumaczyl). Cóż..

Oczywiscie, to nie tak, ze byli zli i tylko zli. Czasami na prawde mi pomagali, zawozili, albo przywozili z Madrytu, bo akurat jechali w tamta strone, albo cos tego typu. Czasami serio byli mili. W takich momentach myslalam sobie, ze ok, ja sie jeszcze bardziej postaram, zrobie cos wiecej, i tak slodko bedzie zawsze. Jednak nigdy nie udalo mi sie czuc w domu komfortowo, mimo iz czasem zdawaloby sie, ze moja relacja z Sofia jest bardzo dobra.  Ciagle mialam wrazenie ze nie sa wzgledem mnie szczerzy i nieraz mialam racje. Bo usmiechali sie usmiechali, a pozniej po czasie mowili co im sie nie podobalo i co mysla na prawde. To sprawilo, ze nigdy nie mialam pewnosci czy, (mimo, iz dawalam z siebie max i jeszcze wiecej,) robie wszysto dobrze, a oni usmiechaja sie i mowia, ze ok, bo tak jest w rzeczywistosci, czy tylko tak o sobie. A ze ja sie bardzo angazowalam emocjonalnie w to wszystko, to zalezalo mi, aby nasza relacja byla jak najbardziej w porzadku i stale glupia sie tym wszystkim zamartwialam. Teraz troche zaluje..

Hosci natomιast, zdarzalo sie, ze kiIka razy, dosIownie 10 minut przed caIa sytuacja, informowaIi mnie, iz zostawιaja mi jeszcze kiIkoro innych dzιeci, w konsekwencji czego, zajmowaIam sie np. pięciorgiem (oczywiscιe, bez zadnej dоdatkowej kаsy).

Jednego dnia, latalam za ich dziecmi do tej 18 godziny, pomimo iz oni byli w domu (razem z housekeeper), a ja mialam goraczke. Nikt nie powiedzial, abym poszla sie polozyc, bo sie zle czuje (o czym wiedzieli), albo chocby dlatego, aby dzieci nie zarazic. Coprawda, pozniej hostka przywiozla mi antybiotyk, a ja poszlam od razu po pracy spac, ale domyslcie sie jaka bylam wkurzona na cala sytuacje.

Hostowi z reszta dosyc czesto zdarzalo sie, decydowac rano, ze nie idzie do pracy i costam sobie robic. Dla mnie wtedy to byly najtrudniejsze dni, bo dzieci nie rozumialy, ze to nie istotne, iz tata jest w domu - one mialy byc ze mna, przez te osiem godzin i bawic sie ze mna, nie z tata. Dla mnie te dni byly troche upokarzajace, bo wtedy Oscar przygladal sie temu co robie i widzial, jak dzieci mnie nie sluchaja, bo obecnosc rodzica sprawiala, ze zachowywaly sie makabrycznie..

Poza tym, dopiero jakos w ostatnich dwoch tygodniach mojego pobytu dowiedzialam sie, ze tak na prawde to w kazda srode moglam sobie juz wychodzic z domu o 15. Szkoda tylko, ze nikt wczesniej mi o tym nie powiedzial. Prawda, cos na ten temat rozmawialismy na samym poczatku. Ale trwalo to moze dwie minuty i pomysl zostal na etapie roboczym jak inne. Ja zapomnialam o tym i dopiero pod koniec mojego pobytu, gdy poprosilam, abym mogla jednego dnia skonczyc wczesniej, uswiadomili mnie, ze moglam sobie wychodzic wczesniej co srode. Ale, że z tego nie korzystalam...

Innym razem zrobili mi straszna awanture (praktycznie z grozba o spakowanie moich walizek i wystawienie za brame), kiedy w moj wolny dzien wrocilam do domu o 11 rano, wysylajac im wczesniej w nocy smsa w razie czego, ze bede spala u przyjaciol i zeby sie nie martwili. Nie interesowalo ich wytlumaczenie, ze zostalam, aby sie zajac przyjaciolka, ktora sie zle czula (ta, ktora pojechala ze mna wczesniej do szpitala). Zrobili mi straszna akcje, twierdzac, ze nie moge robic co chce i ze mam wracac ostatnim autobusem, mimo iz, tak na prawde au pair rownie dobrze moze wrocic do domu w niedziele wieczorem. To byl straszny dzien. Zwlaszcza, ze od czasu powrotu z naszego wyjazdu nad morze strasznie sie pilnowalam ze wszystkim, aby nie zrobic zadnej glupiej wpadki (ktore jednak sie zdarzaly), bledu, czegos nie zrobic zle, nie podpasc bo bardzo mi to zaraz wytykali. Najlepsze bylo to, ze w poniedzialek rano Sofia w kuchni oznajmila, ze jesli chce, to ona mi nie zabrania i moge spedzic caly weekend poza domem, z przyjaciolmi, tylko abym jej wyslala smsa, ze wszystko ok. Tak tez zamierzalam zrobić. Tylko, hmm.. czy nie o to prawie wyrzucili mnie dzien wczesniej?

To jest tylko kilka przykladow, a wiele bylo dziwnych sytuacji majacych sens tylko w danym kontekscie, albo innych, o ktorych juz nie ma sensu wspominac, ale mozecie sobie wyobrazic, ze czasem atmosfera byla napieta. Radosc mi spora sprawial natomiast fakt, ze z kazdym dniem, dzieci sie do mnie przekonywaly bardziej i o dziwo, zaczely okazywac jako takie oznaki na swoj sposob wyznawanej milosci do au pair.

W ostatnim tygodniu Marta po uslyszeniu, ze bede z nimi jeszcze tylko tydzien (we wtorek mialam wracac do Polski), przemienila sie w cudowna dziewczynke. Przytulala sie do mnie, chciala bawic, budzila rano, dawala buziaki na dobranoc. Na prawde widzialam, ze chciala spedzic ten ostatni czas ze mna na maksa. Pod wzgledem kontaktu z dziecmi byl to na prawde dobry tydzien, jednak to w tym tygodniu zdecydowalam, ze wyprowadzam sie z domu kilka dni wczesniej.

Jakie inne powody mna kierowaly, co sie wydarzylo z hostami pod koniec mojej wizyty w Hiszpanii, oraz gdzie sie podzialam przez moje ostatnie dni w Madrycie, opowiem w nastepnym poscie, za ktorego pisanie zabieram sie w tej chwili.

Mam jednak nadzieje, ze sytuacja, ktora przedstawilam, nie brzmi jak tanie uzalanie sie nad soba i pokazywanie jaka to ja bylam biedna, bo nie o to mi chodzilo i tez niezupelnie tak bylo. Chcialam wam w koncu wyjasnic kilka rzeczy, jednoczesnie powod swojej nieobecnosci na blogu i pokazac jak bylo na prawde. Wiedzcie jednak, ze w momencie, kiedy konczylam prace, naprawde zaczynalo sie moje zycie. I byl to tak cudowny czas, ze mimo wszelkich przykrosci, czy zlych doswiadczen, ktore zdecydowanie mnie wzmocnily, moge spokojnie stwierdzic, ze bylo to niesamowite przezycie. Naj naj naj!

Buziaki moi kochani!

10 komentarzy:

  1. Czekam niecierpliwie na kolejnego posta. I nie wyszło jak tanie użalanie się, serio ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. KURWA NIE USUWAJ MOICH KOMENTARZY!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie podoba mi się, że mnie obrażasz i oczerniasz. To jest mój blog i mogę robić co mi się podoba. Jeśli Tobie to nie odpowiada, to proponuje przenieść się w inne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  4. No w koncu sie doczealam, obserwowalam Twoj blog, poniewaz sama wyjechalam jako au pair do Barcelony na 3 miesiace..
    Coz.. rowniez mam depresje, ogladam tylko zdjecia i wracam ciagle wspomnieniami do najpieniejszych chwil w moim zyciu. Poznalam niesmoawitych ludzi, przezylam pieny romans, podszkolilam jezyk i zakochalam sie w kulturze. Mentalnosc tych ludzi tak mnie urzekla, ze mysle tylko o tym , zeby tam wrocic!
    Z rodzina mialam identyczny problem, najpierw wspaniale, a pozniej bylam jedynie tania sila robocza, a nie czlonkiem rodziny.. Kiedy tylko konczylam prace czulam, ze zyje! Nawet nie pozegnali sie ze mna a jeszcze w dzien, w ktorym mialam samolot chcieli zebym zostala z dziecmi do ostatniej minuty, oczywiscie za darmo..
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. o matko Anno jak my dawno nie rozmawialysmy! odezwij sie do mnie na maila i napisz co u Ciebie. Jak szkola i samopoczucie.
    Besos, Kaja:)

    OdpowiedzUsuń
  6. widzisz, to tylko host rodzinka, zawsze sie może tak zdarzyć, a przez wyjazdem tak ich zachwalałaś :) cieszę się, że jestes cała i zdrowa, zabieram się za notkę nr 2.

    OdpowiedzUsuń
  7. Karola --> Mam wrażenie jakbym słyszała siebie! Haha. Tyle, że ja wybrałam Madryt. :) Niestety, rodzinki zazwyczaj to powtarzalny schemat. Tak samo jak fakt, że wyjeżdżając do Hiszpanii pokocha się kulturę, mentalność, język i mężczyzn. :) Miło mi, że się odezwałaś. Pozdrawiam! :)

    Kajuś --> Dawno dawno! Odezwę się koniecznie, ale mam nadzieję, że uda nam się złapać na fejsie, albo czymś. :) Buzi

    lecewkulki --> Ano było co, to i zachwalałam. :P Ale prawdą jest, że po przyjeździe, w którąkolwiek stronę, ale wszystko się zmienia. Mozna więc mieć nadzieję, albo snuć przypuszczenia, ale nie można być pewnym, jaka dana rodzina jest naprawdę i być przygotowanym na wszystko. Ja też sie cieszę. :P Enjoy!

    OdpowiedzUsuń
  8. A miało być tak pięknie.. No ale przygoda i tak niezapomniana:) Ale ci hości to niezłą akcję zrobili:/

    OdpowiedzUsuń
  9. Było pięknie!
    Nie może być idealnie, ale mimo to i tak było cudownie, bo przecież to co najlepsze, zaczynało się jak wychodziłam z domu. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeśli chodzi o zachowania rodzin.. moze po prostu hiszpanskie rodzinki tak maja? Taki temperament i podejscie..

    Zu

    OdpowiedzUsuń