piątek, 21 października 2011

Wprowadzka do mieszkania na Moreno Nieto i ostatnie dni w MOIM MADRYCIE!

W Intercambiador de Moncloa znalazlam sie wtedy poraz ostatni. Poraz ostatni rowniez zegnal mnie luk triumfalny na Moncloa, nad ktorym to nieraz tak sie rozplywalam, robiac mu miliard zdjec o roznych porach dnia i nocy. Stal sie on bowiem dla mnie pewnym symbolem Madrytu, wolnosci, szczescia. Symbolem tego przyjemnego uczucia, towarzyszacemu swiadomosci, ze w tej chwili moje zycie lezy w moich rekach, a swiat stoi otworem.

Od razu po przyjezdzie popedzilam na metro, usiadlam przed bramkami, na swoich dwoch walizkach i czekalam na Pauline, z ktora tez mialam sie widziec poraz ostatni. Tego dnia miala wyjechac do swojego chlopaka, na polnoc i szczesliwie udalo nam sie tak zegrac czas, aby zobaczyc sie choc na pol godziny. Siedzac tam, nie dowierzalam temu wszystkiemu co sie wlasnie dzieje. Mialam ja widziec ostatni raz, wszystko po malu dobiegalo konca. Sytuacja nabrala tak patetycznego charakteru, ze czy chcialam czy nie, na sam widok Pauliny polecialy mi lzy, duuuzo lez. Haha. Nie lubie sie rozstawac, nie cierpie sie rozstawac. Zwlaszcza z ludzmi, ktorzy na prawde duzo dla mnie znacza. Ktorzy potrafia sie z Toba smiac, obzerac do nieprzytomnosci, imprezowac aż do rana, a pozniej leczyc wspolnie kaca, robic nic, albo porzadnie opieprzyc jak jest taka potrzeba, oraz pomoc, nawet jak o pomoc nie prosisz..
Kochana, chyba napisze do Ciebie odę. :)

W kazdym badz razie, po zlapaniu przez kazda z nas dwóch roznych lini metra, udalam sie na Puerta del Sol, gdzie zaczelam swoje przez kilka godzin trwajace koczownicze zycie. :P

Siedzac na fontannie z walizami mymi, poznalam pana Hamerykana, ktory wzial mnie za rowniez Hamerykanke i opowiadal o swojej pasji uczenia kobiet gry w szachy. Pozniej, doczekalam sie swojego mezczyzny, ktory zabral moje walizki, coby je przechowac w swoim miejscu pracy. Spotkalam kilka innych osob, odwiedzilam kilka sklepow i miejsc, spotkalam Marlene (moja wybawczynie od mieszkania), ktora zas wyslala mnie z jednym fly'ersem do klubu, abym sie troche rozluznila i pobawila, czekajac az ona skonczy prace. W konsekwencji czego, trafilam do klubu, w ktorym barman nie przestawal mi dolewac Sangrii i gdzie poznalam kolejnych rownie intrygujacych Amerykanow, z ktorymi przegadalam jeszcze troche swojego nadmiaru wolnego czasu. Taki, spokojny podwieczor koczownika. :) Po polnocy Marlena skonczyla prace, zabralysmy moje walizki i ruszylysmy przez Sol, na Calle Moreno Nieto, gdzie mialam mieszkac przez nastepne 4 dni.

Jak sie okazalo, w mieszkaniu przywitala nas irlandzko-hiszpanska impreza, na czele z moimi nowymi wspollokatorami - irlandka Alison i hiszpanem Jorge. Ludzie przesympatyczni, do rany przyloz, a mieszkanie wielkie i naprawde ladne.

Okolo 2, czy 3, prznieslismy sie do klubow, zeby potanczyc i pobawic do samego rana. :)

To fragment mojej drogi do mieszania na Calle Moreno Nieto:



a to sam budynek
Mieszajac tam, spedzilam na prawde fantastyczny czas. W istocie odpoczelam maksymalnie. I robilam dokladnie to, czego w tych ostatnich dniach bylo mi potrzeba.

Wracajac do hostow, bo mimo iz sie wyprowadzilam, nadal mialam z nimi kontakt, powiem tak:
Od Oscara dostalam smsa, w ktorym napisal, iz wie, ze spedzilam najlepsze wakacje w calym swoim zyciu, ze mowi mi goodbye i ze dziekuje, ze przyjechalam. Milo, ze podziekowal, ale hm.. czy ten czlowiek nie cierpi na jakis syndrom bycia Bogiem? To byla pierwsza mysl jaka mi przeszla przez glowe. Jest tak pewny, ze dal mi sama nie wiem co, i ze to wszystko, ze spedzilam udane wakacje, zawdzieczam tylko jemu.. W dalszym ciagu nie chcialam byc niemila, wiec nie odpisalam nic, bo i tez nie wiedzialam co.

Poniedzialek okazal sie dosyc stresowym dniem. Sofia miala do mnie zadzwonic z informacja, co robimy ze szpitalem. Niestety telefonu od niej sie nie doczekalam. W pewnym momencie ja zaczelam wydzwaniac, bo jesli mialam to zalatwic sama, to musialam tam pojechac jeszcze tego samego dnia, bo nastepnego przeciez odlatywalam. Dzwonilam wiec, dzwonilam, ale nikt nie odbieral. Raz bylo zajete, raz telefon wylaczony, a raz cisza. W koncu okolo 20, zdecydowalam sie zadzwonic do hosta, ktory rowniez nie odebral telefonu, ale w koncu mi napisal smsa, ze oddzwoni pozniej. Poprosilam, aby zrobil to ja najpredzej bedzie mogl, bo musze zalatwic ta sprawe ze szpitalem, oraz odzyskac jeszcze przed wyjazdem swoja karte ubezpieczenia. Na to, dostalam powalajaca odpowiedz: (tu fragment) "I thought you call say goodbye, not just for your interest." No wiecie co, wkurzylam sie i poraz pierwszy odpowiedzialam niemilo, ale szczerze, mowiac, ze ja sadzilam, iz on mi powie goodbye, kiedy jeszcze bylam w domu, a nie przez telefon. Nie wiem czy dobrze zrobilam, ale w tej chwili to juz nie mialo dla mnie znaczenia.

Po swojej lekcji golfa oddzwonil (bylo juz okolo 22) i powiedzial, ze do szpitala w razie jak jeszcze raz sie upomna, moge wyslac kopie faxem czy emailem, a ze karty nie moze mi przywiezc, bo nie bedzie to dla niego wygodne, i jesli chce, to nie jest problem, karta lezy w kuchni na blacie.

Szczesliwie, przyjaciel z Villafranca okazal sie tak wspanialy, ze nastepnego dnia rano odebral ta karte i przywiozl mi do centrum, jadac na zajecia. Co doceniam niesamowicie.

Niestety, host rowniez nie wywiazal sie z obietnicy, i zamiast w sobote, kilka dni po moim przyjezdzie, to juz z srode zablokowal moj hiszpanski numer telefonu (bo byl on na jego nazwisko i mogl zrobic co mu sie podobalo). Nie bylo to fair, gdyz wiedzial, ze zalezalo mi, aby jeszcze kilka dni go miec. Ale trudno, koniec, to tyle jesli o nich mowa.

Jesli wrocic do ostatnich moich dni w Madrycie i tego, co podczas nich robilam, to powiem wam, ze ku mojemu zdumieniu, nie polegalo to na lataniu i chlonieciu wszystkiego poraz ostatni. Poza wspomnianymi wyzej kilkoma stresowymi sytuacjami, byl to bardzo spokojny czas. Nie mialam w sobie szalonego pragnienia odwiedzenia wszystkich miejsc, w ktorych przezylam rozne niesamowite rzeczy, jeszcze raz. Nie wiem, czy do konca zrozumiecie, co mam na mysli. Ale zalezalo mi, aby wspomnienia dotyczace danych miejsc, pozostaly takie, jakie dotychczas mialam w glowie, pelne emocji, uczuc, ktore towarzyszyly mi wowczas, kiedy tam przebywalam. Poza tym, pozostawiony niedosyt i brak oficjalnego pozegnania sprawia, ze nie mam wyjscia i muszę tam wrocic. :)

A wiec, w przeciagu tych ostatnich dni, na przemian: imprezowalam, spalam, robilam cos w mieszkaniu, spedzalam czas ze wspollokatorami, poznajac dotad nieznana mi czesc Madrytu. I jak mozna sie domyslec, sporo czasu spedzalam wraz ze swoim lubym, cieszac sie (i smucac jednoczesnie) ostatnimi dniami, i zwazajac na tryb zycia w Madrycie - nocami, razem. Wlasnie to wszystko, strasznie mi bylo potrzebne na sam koniec.

Jednego wieczoru, nie mialam w planach wychodzenia na impreze, wiec mimo, iz bylam kompletnie wykonczona, dalam sie namowic Alison na spacer do znajdujacego sie w poblizu naszego mieszkania, parku. Oczywiscie, sila rzeczy, zrobilismy troche zdjec, pokażę wam kilka z nich:





Jorge i Alison.
Ali i ja.
Od poczatku zastanawia mnie, na co sie tak gapie. :P
Z Jorge.
Coś ślicznego, i ja po prawej. :)
We wtorek, spakowałam walizki, opuściłam mieszkanie, i ruszyłam na Puerta del Sol, aby ostatnie chwile, przed wyprawą na lotnisko spędzic u boku męzczyzny, którego wcale nie wyobrażałam sobie opuszczać. Niestety, nie mógł wziać wolnego, aby mnie odwieźć na lotnisko (teraz myślę, że może nawet lepiej), w związku z czym, postanowiłam, że całą drogę na lotnisko w Barajas przeprawię się sama.

W ostatniej chwili, zrobiłam kilka zdjęć uliczki na której sie znajdowałam:

(Tak wyglądają typowe bary, puby od zewnatrz:)



Sławetny i ulubiony Irish Pub - Fontana de Oro




Po czym, ze lzami w oczach i walizką w rece, wsiadłam w metro, które mialo mnie zawieźć na największe w Hiszpanii lotnisko: Madryt-Barajas, po to, aby poraz ostatni powiedzieć Madrytowi:


SEE YOU SOON!

19 komentarzy:

  1. Hej:)
    Wiem, że napisałaś posty, bo mi się wyświetla, bo przecież Cię obserwuję, ale bardzo mi miło, że chciało Ci się wejść do mnie i zostawić wiadomość:) Dziękuję :* Cieszę się, że w końcu mamy jakieś wieści od Ciebie, bo już zaczynałam się martwić, bo w końcu ponad miesiąc minął..

    Ten Twój host, a raczej były host to niezły cham, jak się okazało:/ Najlepiej pewnie jakbyś mu na kolanach dziękowała kurde za to, że pozwolił Ci opiekować się jego dzieciakami. Tak fajnie się zapowiadało, a okazali się wyjątkowo chamskimi ludźmi na sam koniec. Nie traktuje się tak ludzi, no ale nie Ty pierwsza i nie ostatnia miałaś taką sprawę z nimi:/ To przykre, że aupairki starają się dać z siebie wszystko, a oni nie doceniają tego i na koniec ciężko im się zachowywać jak normalni i cywilizowani ludzi... Takie życie:/ Dobrze, że dałaś sobie radę, i mimo wszystko przeżyłaś fajną przygodę :) To najważniejsze :) Trzymaj się Kochana :* Mam nadzieję, że mimo tymczasowego zakończenia aupairowania nadal będziesz tu wpadać i pisać co tam u Ciebie :) Powodzenia w szkole i owocnej nauki do matury! :P

    PS Nadal czekam na zdjęcia szpilek :P hehe Nie zapomniałam :P :P

    OdpowiedzUsuń
  2. haha! fajnie, że teraz Twoi Hości też to czytają i że wszyscy Twoi internetowi i nieinternetowi znajomi o nim wiedzą. jeszcze lepsza nauczka.
    No ale jak się często okazuje, Hości myślą, że są Wielcy i mogą więcej niż my, tylko dlatego, że nas zatrudniają, a potem dyktują sobie warunki. dlaczego po prostu nie można być w porządku, tylko dlatego, żeby być w porządku, nie dlatego, żeby mieć korzyści czy, co gorzej "poczuć się lepiej".

    OdpowiedzUsuń
  3. ach... a dodałaś te posty, które kazał Ci usunąć?

    OdpowiedzUsuń
  4. Denerwują mnie tacy ludzie, którzy uważają się za lepszych, bo mają lepiej płatną pracę czy większy dom :/ Dobrze, że się wyprowadziłaś, trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam Cię, że mimo kłód jakie kładli Ci pod nogi hości, miałaś odwagę i potrafiłaś się odnaleźć w obcym kraju w różnych nieprzewidzianych sytuacjach :) Taki wyjazd to jednak ogromna lekcja samodzielności.
    A jak tam z językiem po wyjeździe? Dobrze się przez ten czas nauczyłaś hiszpańskiego?

    OdpowiedzUsuń
  6. kazetka --> miesiąc, jesli nawet nie wiecej.. :P
    Zupelnie sie zgadzam z tym co powiedzialas. Przygoda, mimo to, w istocie byla fantastyczna :) A z pisaniem postow, pomyslalam, ze jak zbiore sily i bede miala checi to beda sie pojawiac jakies posty tematyczne, plus zdjecia. I przypuszczalnie rozbuduje zakladki u gory o dodatkowe porady itd, dla nowych operek. Moze sie przyda, zwazajac na to, ze (o dziwo), stale tu ktos wpada :)

    Hahaha, dziekuje. Powodzenie w nauce, to cos, czego zdecydowanie mi potrzeba. :)

    Haha, nie wierze, ze do tej pory Ci ich nie wyslalam. Podeslij mi maila ze swoim adresem i lista rzeczy, ktore chcialabys obejrzec to wysle hurtem. ;) Buziaki!

    Sophie --> Wlasnie to mnie troche przeraza, ze czytaja. :P Ale moze komus sie te informacje w przyszlosci przydadza. Hm.. wiesz co, to byl fragment jednego postu i rzeczywiscie, w dalszym ciagu jest on zmieniony, pozniej juz dla mnie to nie mialo znaczenia.

    Karolina --> Dziekuje, tez mysle, ze to byla dobra decyzja. :)

    Alexandra S. --> Oj, lekcja jest ogromna, to prawda. I chyba najlepsza, jaka mozna odbyc.

    Szczerze mowiac, nie mialam na miejscu czasu, aby sie uczyc hiszpanskiego. Raz probowalam usiasc do ksiazki i udalo mi sie na 20 minut w autobusie. W Madrycie, tylko w domu mowilam czasami troche po hiszpansku, z dziecmi. Poza tymi sporadycznymi sytuacjami poslugiwalam sie stale angielskim, ktory sobie zdecydowanie poprawilam, a zwlaszcza pozbylam sie oporow do mowienia (jesli jakies posiadalam). Ale teraz, po powrocie do Polski, widze, ze jednak nauczylam sie sporo slowek hiszpanskich, i np jak studiuje ksiazke do hiszpanskiego, to mase rzeczy kojarze, nie brzmia mi obco, bo sila rzeczy, troche sie osluchalam. Jest mi wiec duzo latwiej, tak czy siak. :)

    Pozdrawiam was dziewczyny! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. pochawl sie chlopakiem Aniuuu :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha, niee. Pozwól, że zostanie on moja słodka tajemnica. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. hej hej!
    Tu isubisou (miałam przed wakacjami bloga, ale go skasowałam, bo nie miałam czasu zupełnie na prowadzenie; byłam au pair w Paryżu przez wakacje).
    Czytam Twoją historię i jeju strasznie to wszystko przykre. Tj. to jak potraktowała Cię ta rodzina, szczególnie jeśli zyskałaś taką przychylnośc i sympatię małej. Grunt jednak, że nie żałujesz wyjazdu i że w Madrycie spotkały Cię też miłe rzeczy! Ja za to trafiłam na fantastyczną rodzinkę. Nadal mam z nimi kontakt i zapraszają mnie do siebie. Absolutnie lepiej nie mogłam trafic. natomiast po powrocie do Polski dosłownie miałam mini depresję, przez polską mentalnośc... ech. pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. isubisou --> Oczywiście, że Cię pamiętam! Nawet zaniepokoiłam się, jak zobaczylam, że skasowałaś bloga. Chciałam się jakoś odezwać i podpytać, ale nie miałam kontaktu do Ciebie.

    Bardzo się cieszę, że Tobie tak się udało! :) A jeśli o mnie chodzi.. to był to naprawdę genialny wyjazd ze względu na życie towarzyskie i wszystkie inne korzyści. Było cudownie. :)

    Wiesz co.. z tą depresją to tragedia. Mnie chyba, patrząc na jej obecny stan, nie opuści przez kolejne 7 miesięcy, aż przyjadę z powrotem do Madrytu, ale już na dużo dłużej. :)

    Jak Ci się teraz żyje? Wiążesz jakieś dalsze plany z Paryżem?

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. :) Mój mail kazetka.pl@wp.pl :)
    Co bym chciała jeszcze zobaczyć? Nie wiem, bo nie wiem co tam masz :P hehe
    Jakby Ci się chciało, to mogłabyś kiedyś zrobić posta na temat zdobyczy z Hiszpanii :)

    A wpadać to tu ciągle ktoś będzie, więc twórz i pisz od czasu do czasu :) Chociaż wiem, że z tym ciężko, bo mi się jakoś nie chce :P

    Więc po maturze robisz rok przerwy? Chcesz jechać jako au pair na cały rok, czy może jednak nie?:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Byłam w wielkim szoku jak zobaczyłam, że napisałaś nowe posty ;oooo
    Nareszcie jakieś słowo wyjaśnienia ;)))
    Zwariowane były te twoje ostatnie dni...Zauważyłam, że właśnie hiszpanie mają to do siebie, że niby tacy macho, a w sumie jakoś im to nie wychodzi ;)))
    Ja z hostem też miałam potem przerąbane....W sensie nie był tak okrutny jak twój :D ale myślę, że był nieuczciwy i taki hipokryta bo tu wychwala swoje teorie a postępuje inaczej...
    Mimo tego nie mogę na nich narzekać, zawsze brali mnie pod uwagę (no prawie zawsze:))Ale trzeba patrzeć na te wielkie pozytywy.
    No i dostałam świetny prezent, torbę z Misako :DDDDDDD nawet dla rodziców dali hiszpańskie specjały.... ogólnie zawsze też mogłam na nich liczyć, nawet jak mój tato był w szpitalu....

    Kolejna zakochana w Madrycie widzę ;)))) może wkrótce znów się zobaczymy pod fontanną jedząc bułki mleczne z danonkami :D

    Moja rodzinika zaprosiła mnie również na ferie, święta i przyszłe wakacje... także nie powiem jest ok.
    Jednak nie czułabym się komfortowo z hostem...

    Widzę, że tw dziecko się przełąmało :) moi chłopcy również pod koniec byli cudni :))

    Ps. Nadal nie doczekałam się zdjęć! Upominam się:>

    Perejil :)

    OdpowiedzUsuń
  13. czy wiążę plany z Paryżem? bardzo bym chciała. Jeśli nie z Paryżem to w ogóle z Fracją. Chciłabym tam studiowac. Może bardziej na południu bo cieplej i taniej niż w Paryżu. Jeśli nie teraz (bo żal byłoby mi przerywac studia jestem na I roku) to na magisterkę na pewno.
    Jeśli chodzi o depresję poprzyjazdową to powoli mija, albo się osłabia, zagłuszam ją ;p Aczkolwiek cały czas gdzieś z tyłu głowy mam - co ja TU robię? szczególnie jak dostaję wiadomości od przyjaciół z Paryża. Wtedy to już w ogóle coś mnie boili i kłuje i chcę tam wrócic!
    swoją drogą myślę o tym, żeby w przyszłe wakacje wyjechac znów jako au pair. może tym razem Barcelona. Do Paryża też pewnie wpadnę, ale to swoją drogą. Czuję się tam jak w domu, aczkolwiek mam ochotę poznawac wciąż nowe miejsca.
    Byle do wakacji!
    Trzymaj się! i pamiętaj że Twoje życie jest w Twoich rękach, więc zrobisz z nim co tylko będziesz chciała, a Madryt to nie drugi koniec świata i zawsze bedziesz mogła tam wrócic!
    pozdrawiam
    Isubisou

    OdpowiedzUsuń
  14. hej. lubię Twój blog a z piosenką http://www.youtube.com/watch?v=bh3yj3QAblU&feature=BFa&list=PLEA1FD108B3F45D05&lf=mh_lolz
    zamarzyłam, żeby pojechać do Hiszpanii na miesiąc.
    możesz mi napisać, albo polecić jakąś stronę, gdzie jest napisane, na co należy zwrócić uwagę wybierając Hiszpanię, jakie się ma tam prawa i obowiązki jako au pair i takie tam :P

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej, dolączam się do obserwujących :) Bo kurczę, czytałam, czytałam i dopiero teraz ogarnelam jak to sie robi :D

    OdpowiedzUsuń
  16. hej Ania! tęsknimi za Twoimi przygodami. Masz jakieś pomysły na to lato?

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej Ania! Szkoda, że od października tamtego roku nic nie pisałaś. Jesteś dowodem na to, że marzenia się spełniają! Przeczytałam całego Twojego bloga w kilka dni i dało mi to meeega kopa do działania! Wszyscy mają nadzieję, że wrócisz na bloga jeszcze! Daj jakieś oznaki życia! Wracasz w te wakacje do Hiszpanii ??? Olivia :)):*

    OdpowiedzUsuń
  18. Ach, ci hości. Ciężko chyba trafić na takich naprawdę życiowych :) Aj, zazdroszczę ci tego ciepełka...Pozdrawiam-była au pair.

    P.s. Zapraszam do mnie :P

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo fajne zdjęcia i blog ;-) pozazdrościć miejsca zamieszkania i tego fantastycznego podładowania bateryjek.

    OdpowiedzUsuń