piątek, 1 lipca 2011

Children´s party & mala wycieczka po Villafranca

Chcialam was dzisiaj oprowadzic troszeczke po Villafranca del Castillo (miejscu, ktore juz pokochalam), w celu czego, wybralam sie wieczorem na spacer po okolicy i porobilam kilka zdjec (wiecie, motywacja, aby ruszyc tylek). Niestety, swiatlo mi juz nie sprzyjalo, ale nie ma sie co dziwic, skoro wyszlam z domu dopiero o 21:30. Niby jeszcze bylo jasno, ale juz nie calkiem. Zanim jednak to zrobie i wrzuce zdjecia, opowiem wam co sie dzialo u mnie dzisiaj, ogolnie:

Marta nie chciala mnie dzisiaj sluchac, dosc pozno wyszla z lozka, niby poplywalysmy chwilke w basenie, posiedzialysmy na reczniku, ale tak na prawde to nie zrobilysmy zupelnie nic. Ja poczulam sie masakrycznie zle, bo dziecko w ogole nie chcialo ze mna nic robic i sie fochalo. Moze to za sprawa tego, ze tatus zostal w domu, aby naprawic basen i skosic trawe przed popoludniowo-wieczornym party. W kazdym badz razie, zostala wyslana do lozka, aby sie przespac, gdzie tez spedzila troche czasu, a ja czulam sie jak darmozjad, bo nic szczegolnego nie zrobilam. Jak wrocila Sofia, pomoglam jej w przygotowaniach jedzenia i innych rzeczy do imprezy, co troche mnie podnioslo na duchu. Haha. Marta natomiast zostala w trakcie ugryziona przez pszczole i narobila przez to sporo zamieszania.

Przyjecie odbywalo sie w ogrodzie, a wlasciwiej w basenie i na jego obrzezach. Dzieci podobno bylo 10, ale moim zdaniem wiecej. A na pewno bylo ich nieproporcjonalnie duzo, wzgledem halasu jaki robily. Uwierzcie, to nie byly normalne odglosy bawiacych sie dzieci. Hahaha. Ja w pewnym momencie zadecydowalam, ze czas najwyzszy przejsc sie po okolicy, wzdluz pasu zielonego parku, ktory idzie przez cala nasza urbanizacion. Kilka razy przejezdzalismy z hostami kolo niego, ale dopiero dzis zaszlam tam na piechote. I wiecie co.. jest cudny. Juz wiem, gdzie bede wieczorami chodzic. :) Tam nawet trawa jest zraszana milionem zraszczy, ktore oczywiscie wlaczaly sie, kiedy przechodzilam obok. :) Ale po kolei! Oto zdjecie napisu gloszacego, ze wjezdza sie do urbanizacion Villafranca del Castillo:


A to jest zdjecie, ktore mi sie najbardziej podoba ze wszystkich (mimo iz na razie reszty nie widzieliscie :p) - ulica na ktorej mieszkam:


Przystanki autobusowe wygladaja tutaj tak (oczywiscie czaaaasem zdarzaja sie tez normalne):


To moja ulubiona latarnia tutaj. Na zywo wyglada powalajaco, wraz z cala ta uliczka za nia, a wlasciwie dwoma:

Niestety, na zdjeciu tego zbyt dobrze nie widac.
A takie cos rosnie tutaj na drzewach (min tych dzielacych ulice pokazana powyzej):


I tu sie zaczynaja zdjecia z tego zielonego obszaru, po ktorym aby przejsc caly (i wrocic), szlam okolo 1,5 godziny. Niestety bylo juz ciemnawo, a i jeszcze nieszczegolnie te zdjecia wychodzily, ale kilka wrzuce, coby wam mniej wiecej pokazac, o co chodzi. :) Pas tej zieleni, mowie pas, bo jest podlozny, jest nie taki zas waski, a w srodku wiedzie przez niego sciezka, po ktorej wieczorem biegaja jacys ludzie, lub sobie spaceruja, jak ja. 
Wspominane wczesniej zraszacze, haha.
Kawalek trawki.
Sciezka.
Troche dalej.
Fontanna.


Idac sobie tak ta sciezka (i natrafiajac na akurat dzialajace zraszacze), minelam idacego z naprzeciwka mlodego mezczyzne, z psem. Przeszedl obok, pogapil sie i poszedl. Ok. Ale ide dalej, patrze a on idzie za mna. Sluchajcie.. przede mna byla jeszcze masa drogi, a on caly czas szedl! Nie balam sie wcale, nawet mnie to bawilo, bo wiedzialam, ze chce sie do mnie odezwac, ale sie chyba zebrac jakos nie mogl. Po dlugim czasie doszlam do konca tej drogi, zawrocilam i widze, on dalej za mna idzie, tez zawraca. Czasem sie zatrzymywal, czasem mnie wyprzedzal. Ja ostatecznie przysiadlam na chwile na laweczce, a on dochodzac do mnie powiedzial cos (chyba chodzilo o dosiadniecie sie, bo wskazal reka na lawke), ja mu na to, ze niestety, nie mowie po hiszpansku. A on sie bardzo zawiodl, cos jeszcze powiedzial, co brzmialo milo i polazl. Obracal sie za mna jeszcze piec razy, haha. Biedny chlopaczek. Czemu nie mogl zapytac mnie o to na samym poczatku? Drogi by sobie oszczedzil. Hahaha. W sumie szkoda, ze nie mowil po angielsku, bo nie taki brzydki zas byl. :)

Jak wrocilam do domu, impreza byla juz skonczona. Na szczescie zostalo jeszcze sporo arbuza, mam na mysli soku z arbuza, ktory Sofia zrobila. Oscar (bo mu Sofia kazala pokazac) zrobil mi go tak jak sie go tam pije, czyli ze specjalna smietanka, podany w miseczce i posypany taka sucha szynka w kosteczkach. Brzmi okropnie, myslalam, ze chca mnie otruc. Ale bylo naprawde dobre. Haha. ;)

No i tak moi mili, chwile temu ucieklam z tarasu (moj nowy zwyczaj) i koncze posta w pokoju. Jest bardzo milo jak na razie, jesli chodzi o wszystko. No, moze wykluczajac humorki Marty :p 

Plany na jutro? Madryt. Jedziemy z Ros do Sol, czyli samego centrum Madrytu, aby spedzic tam mozliwie jak najwiecej czasu. A pozniej? Moze jakas impreza? To sie jeszcze okaze. :)

6 komentarzy:

  1. Ładna okolica ;) ja niestety mam dużo betonu żółtych krzaków w rezydencji ;p ale przy basenie jest ok :) właśnie się tam wybieram :)

    Od którego Cie nie ma? :P bo nie wiem czy będę w Madrycie 8. czy 15. bo Ros jest 15. więc wolałabym przyjechać 15. ale to bd zależeć od hostów... a poszłabym z wami na zakupy ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. No okolica jest naprawdę urocza :) będziesz miała gdzie spędzać wolny czas...
    No i widzisz...nic z możliwości romansu :P a może mielibyśmy tu jakieś love story z chłopakiem chodzącym za Tobą Ach, może trafi się jeszcze jakiś fajny Hiszpan anglojęzyczny :P
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tym chłopakiem to dobre, może się jeszcze trafi jakiś, jak tu Madzienka wspomniała już anglojęzyczny :P Zazdroszczę zieleni! Też chcę :P Sok z arbuza? Ciekawa :D Kocham arbuzy haha :P Jasno tam jest jak na takie godziny :P Pozdraawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Patrycja --> Od 9 mnie nie ma, do 23. Wtedy jestesmy w La Manga. ;D

    Madzienka --> Apropo wolnego czasu.. to ja nie umiem do domu dojechac z Madrytu! Kazda chwile wolna tam spedzam i chlone. :D
    Hahaha, lovestrory pewnie jeszcze nie jedno bedzie. xD

    Karolina --> Taaak, sok z arbuza. Hostka go miksowala i costam, sama nie wiem, wiec moze to nie taki sok, ale.. cos do picia. :)
    Owszem, tu slonce zachodzi duuuzo pozniej! :) I doslownie i metaforycznie. :))

    OdpowiedzUsuń
  5. sliczna okolica i baaardzo zielona! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. twój blog powinien sie znajeść na mistrzowie.org :):*

    OdpowiedzUsuń