sobota, 18 czerwca 2011

7 days! Ale.. o co w ogóle chodzi?!

Jeszcze tydzień i wyjeżdżam. Wyjeżdżam? Aha. Ale gdzie ja właściwie wyjeżdżam? Do Hiszpanii. Do Hiszpanii?!

W sumie to jakoś mi się nie chce. Bo co ja tam będę robić?

Dokładnie za tydzień o tej porze będę już w Madrycie. Przypuszczalnie w drodze do Villafranca, bądź już w wielkim domu hostów. Ok.

W sumie Marta raczej nie za bardzo mówi po angielsku. No trudno, poradzimy sobie. Ale będę z nią spędzać po 6 godzin dziennie. Jakieś tam zabawy znam, ale jak pomyślę, to nie aż tak dużo. Co więc będziemy robić przez tyle czasu?

Nawet nie mam grafiku pracy. Nie muszę sprzątać. Nie muszę gotować. Nawet mogę spać do późna. To co ja tam do cholery mam robić?!

Wolny czas to fajna sprawa, można spotykać nowych ludzi, umawiać się z tymi już wcześniej poznanymi, zwiedzać, imprezować, romansować, chodzić na zakupy, na spacery, smażyć się na słońcu, kąpać w basenie.

Hiszpania? Ok. 

Ale oni mówią tam tylko po hiszpańsku! I jest tam straszny upał!

Hm.. pomyślmy na spokojnie. Lista A: wady, Lista B: zalety. Niech ja się zastanowię.. Hm... Cholera. Chyba trochę za późno o tym myślę. To już za 7 dni! W ogóle w co ja się wpakowałam?!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

A teraz dobry wieczór! :) 
Oto przedstawiłam wam przykładowe me myśli dnia dzisiejszego. Ogólnie można by je nazwać dość wymownie, tak jak nazwany został mój dzisiejszy post. Bowiem... Trochę tego jeszcze nie ogarniam. Nie ogarniam zmieniającej się sytuacji. Tego, że niebawem coś się zmieni. Coś będzie inaczej. Coś będzie BARDZO inaczej. W sumie nie wiem co powinnam teraz czuć, jak się zachowywać. Ale chyba jestem dość spokojna, jak na zbliżające się wielkie coś, które będzie kompletnym przełomem w moim życiu. Bo prawda jest taka, że szokiem na pewno będzie wielkim, a więc i przełomem, bo wszystko będzie inne. I chyba nie muszę wymieniać, które "wszystko". 

Dorwał mnie wczoraj taki mały-duży stres. Trochę mnie siekło. Ale ostatecznie jakoś przeszło. I na razie jestem w fazie "moja wyobraźnia tego nie ogarnia". Boję się wielu rzeczy, zwłaszcza języka, ale są rzeczy, których po prostu nie umiem sobie wyobrazić, bo  najzwyczajniej nie wiem jak będą wyglądać. I to jest dla mnie trochę dziwne.

Moje myśli są bardzo rozbieżne, skontrastowane. Raz się cieszę, raz się stresuję, raz mi się nie chce, raz mi się bardzo chce. W jednej chwili nie wierzę, że robię coś takiego, za chwilę wydaje mi się, że przecież to proste, normalne, oczywiste. I tak w kółko. ;) Tak się dzieje jak już zaczynam myśleć o wyjeździe, na który z resztą będę się pakować już w czwartek. Ale raczej staram się długo nie skupiać na tym temacie, bo boję się, że wtedy pojawi się ten straszny stres. Ten sam, który zaatakował mnie przed egzaminem na prawko, i który na chwilę zawitał w piątek. Dziwne to wszystko jakieś. ;) Rozumiecie mnie? Chociaż troszeczkę macie pojęcie o czym ja tak zrzędzę od kilku minut?

Dzisiaj Ros (http://rosario-aupair.blogspot.com/) leci do Madrytu. A dokładniej.. jak przypuszczam, właśnie jest w samolocie. To niemożliwe, że to wszystko jest JUŻ. Mówiła, że na miejscu będzie o północy. Czekam więc z niecierpliwością na sms'a od niej. Myślę, że będę dużo spokojniejsza jak się dowiem, że już tam jest, że szczęśliwie wylądowała, że wszystko jest dobrze, i że tak naprawdę niebawem się zobaczymy. :) 


Ale wiecie co? Bardzo się cieszę, że lecę. I bardzo się cieszę, że założyłam tego bloga - miejsce, gdzie mogę wam o tym wszystkim opowiadać, czasem trochę pozrzędzić. ;) Bo pewnie jak część z was, i ja z niecierpliwością czekam na ten przyszły weekend, kiedy wyruszę zupełnie sama w nowe, nieznane. :)

6 komentarzy:

  1. Będzie dobrze, zmiany, chociaż ich nie znoszę, naprawdę są dobre. Trzeba nauczyć się je przyjmować i oswajać je.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zmiany są potrzebne, po to by móc się rozwinąć. Jeśli nic nie zmienimy, to ciągle będziemy tkwić w tym samym, martwym punkcie.
    No i dzięki tej podróży dowiesz się bardzo dużo o sobie, gwarantuję! :)
    Będzie wszystko super, dasz radę, będę mocno trzymać za Ciebie kciuki!:)
    No i myślę, że kiedy poznasz dziewczynkę, którą musisz się opiekować, nie będzie brakować Ci zabaw! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem niereformowalna, nawet ja czytając Twój wpis denerwuje się troszkę za Ciebie przez ekran monitora ;D Tzn to jest takie hmmm podniecenie, że "ojej! Ona za TYDZIEŃ już tam będzie! aaa, co teraz! wow! :D i pozna swoją host rodzinkę i nam o tym wszystkim napisze, łaaa! :D"

    Ale na pewno dasz radę! I z podróżą i z językiem i ze swoją małą podopieczną :):)


    Sandra.

    OdpowiedzUsuń
  4. Decyzja o wyjeździe pojawiła się na pewno z jakiegoś powodu - chęć czegoś nowego, czegoś innego, jednym słowem zmiany...kiedy ich chcemy jesteśmy gotowi na spontaniczność, ale kiedy trzeba się z nimi zmierzyć - niestety niekiedy pojawiają się wątpliwości - myślę że to naturalne, ach i dobre nawet...Najlepiej wróć do momentu podejmowania decyzji i powiedz sobie : PRZECIEŻ TEGO CHCIAŁAM>TO BĘDZIE PRZYGODA MOJEGO ŻYCIA (i głowa do góry). My jesteśmy z Tobą !

    OdpowiedzUsuń
  5. w tamtym roku miałam dokładnie tak samo! A, że jechałam autokarem (już nigdy nie popełnię tego błędu:PP) To miałam mnóstwo wolnego czasu na zastanawianie się: "Co ja właściwie do cholery robię?!?!?!". Nawet miałam w planach szybką przesiadkę z mojego autokaru do jakiegoś powracającego do Polski:PP Ale będzie super! Będziesz się świetnie bawiła i spędzisz genialne i nie zapomniane lato! O język się nie martw, hiszpański jest prosty i szybko załapiesz cokolwiek:)

    OdpowiedzUsuń
  6. W czwartek się będziesz pakować? To dobrze, bo masz małe szanse, że zapomnisz o czymś :) Ja część rzeczy spakowałam w piątek o 22, a resztę w sobotę rano. Z domu wyjechałam o 9:40, więc wiesz :P Godzinę przed odjazdem pociągu drukowałam dopiero kartę pokładową... kurde, szalone to wszystko bylo jak tak teraz mysle :) ale to wiesz czemu... Na szczescie raczej o niczym waznym do wziecia nie zapomnialam, wiec spoko :)
    Ja w koncu sie zaczynam cieszyc coraz bardziej, ze tu jestem. I doceniac to, ze naprawde na fajnych ludzi trafilam. Tzn, wiem, ze sie od razu rzuca mysl "taaa, czy tacy fajni to sie okaze jeszcze...", ale w porownaniu z moja pierwsza hostka-wariatka z anglii, ktora tez na poczatku niby uprzejma byla, to jest teraz zupelnie inaczej.
    BEDZIE DOBRZE KOCHANA! A w piątek 1 lipca moze sie wybierzemy na jakas impreze? :)
    I sprobuj sie pozbyc tych watpliwosci, a przynajmniej jak najmniej z nich brac powaznie pod uwage i pamietaj - CZEKAM TUTAJ NA CIEBIE!!

    OdpowiedzUsuń