poniedziałek, 16 maja 2011

41 days! Niekrótko pokrótce

Hm.. to dziwna świadomość, mieć osiemnaście lat. Z jednej strony nic to nie zmienia, z drugiej wiele. Choć na razie jeszcze nie odkryłam co dokładnie. ;) Ale jestem przekonana, że coś się zmieni w moim życiu, na pewno. (Może schudnę? ;p) Niewątpliwie ważny w tym wszystkim będzie dla mnie Madryt, to, że będę miała możliwość mieszkać tam przez ponad dwa miesiące. Wiem, że będzie to istotny moment mojego życia i również dlatego nie mogę się go doczekać. :)

Nie może się go doczekać również moja siostra, która już jest przeszczęśliwa, że będzie miała cały pokój tylko dla siebie, haha.

Sama nie wiem, od czego teraz zacząć. Najchętniej opowiedziałabym wszystko, ale tak się nie da. Na początku blogger oszalał i nie pozwolił mi dodać posta (a masz Ci!), a później już całkowicie sfiksował. Następnie brakowało mi czasu na wszystko. Nie chcąc was jednak za bardzo zanudzić (choć troszkę nie zaszkodzi: ;p),  opowiem tak króciutko jak to możliwe co się u mnie działo. :) (pomijając zdrowotno - lekarskie fakty, bo są zbędne w tej chwili)

W środę: miałam jazdy, na których pojechaliśmy złożyć papiery potrzebne do egzaminu (brrr). Długopis mi przerywał, więc podpisałam się jakoś strasznie koślawo. Już miałam prosić o drugi formularz (aż żałuję, że tego nie zrobiłam!), ale pomyślałam, że nie będę robić z siebie świruski-pedantki. No trudno.. może nikt nie będzie na to patrzył. Datę egzaminu wyznaczono mi na 25 maja o 9:20. Czy samo to zdanie nie brzmi już przerażająco?

W czwartek: Dostałam całą masę pięknych kwiatów. Naprawdę pięknych. W tym chyba z milion konwalii. :) Nie jestem pewna, czy was to interesuje, ale mimo to wrzucę (tylko) kilka zdjęć.

Oczywiście 18 róż, od rodziców.

I tu powinnam dopisać "i inne", bo gdybym chciała wrzucić wszystkie zdjęcia, byłoby tego naprawdę sporo.

W piątek: robiliśmy kolejne z wielkich zakupów, coby zrobić jakieś jedzonko na sobotę, bo miała przyjść do nas rodzina. W między czasie porobiły się pewne nieprzyjemne rzeczy i komplikacje dotyczące szkoły i pewnej pracy przygotowywanej w grupie, co przyprawiło mnie o spory stres przez cały ten weekend i zamartwianie się, zamiast zwykłe cieszenie urodzinami, no ale.. trudno. Na niektóre rzeczy nie można mieć wpływu.. Dobrze, koniec na ten temat.. Natomiast wieczoro-nocą,  wymknęłyśmy się razem z Gruu na chwilę na koncert, po którym wróciłam z katarem i bólem gardła.. Ale już wszystko działa jak trza. :)

Uwieczniony jakże pozytywny kolor lakieru, który podebrałam siostrze:


W sobotę: Ah, w sobotę było tyle pysznego jedzenia! Zrobiliśmy dużo smacznych rzeczy, ja tradycyjnie upiekłam babeczki i za prośbą mamy, napisałam na niektórych swoje imię:

Jedną z nich, tata pomalował specjalnie dla mnie. Czy to nie kochane?
i zrobiłam kolorowe koreczki, w których nie mogło zabraknąć oliwek:



 Był też tort, a to jego zdjęcie zrobione prze siostrę:

Tak, chciałam ostatni raz zdmuchnąć świeczki i zrobiłam to aż dwa razy. ;p

W niedzielę: wybraliśmy się z drugą częścią rodziny do Wisły, coby tam świętować "u Janeczki", jednakże pogoda nam bardzo nie dopisała. W samochodzie może i było całkiem miło, ale na zewnątrz już nie tak bardzo.


Mimo to, jedzenie było pyszne, a tort numer dwa chyba najpyszniejszy jaki kiedykolwiek jadłam. Z wyglądu właściwie też był niczego sobie, gorąco polecam to miejsce!

od boczku
od góry
kokosowa gorąca czekolada, mniaaaam
Nawet nie sądziłam, że jestem w stanie zjeść tak dużo! I powiedzcie mi, jak można w takiej sytuacji chociaż myśleć o przejściu na dietę? ;> Już samo planowanie tego masochistycznego czynu powinno być karalne. :P

Wieczorem próbowaliśmy z rodzicami obejrzeć tak zachwalany film: "Kill Bill" ale... nie,  jednak nie daliśmy rady. Ughhh. To nie film dla mnie. :P

Gratuluję, jeśli ktoś dobrnął do tego momentu. Miałam nie zamęczać, ale jakoś trochę mi się przeciągnęło. Uznałam jednak, że mały fotoreportaż tych smacznych i całkiem miłych dni musi być. :)

I tak Ania dołączyła do grona "dorosłych". ;)

4 komentarze:

  1. Witamy w brutalnym świecie dorosłych ;) Zobaczysz jak będzie Ci teraz czas szybko leciał. A ten tort owocowy jest obłędny!! Aż mi w brzuchu burczy! Ładnie to tak katować czytelników takimi pysznościami? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż.. każdy straszy tym, jak czas po osiemnastce szybko leci. Póki co nadal jesteśmy młode i jędrne :P Ale jak dla mnie - może lecieć, bylebym go dobrze wykorzystała :)

    Oj, pewnie, że nieładnie, ale co ja mogłam zrobić jak było to mocniejsze ode mnie? ;> Chciałam się podzielić moim szczęściem, haha. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi czas tak szybko zaczął lecieć od liceum :P Ile siostra ma lat? ;> Przeczytałam całe, fajnie się czytało :D Jedzenie mniam, fajnie, że umiesz piec, ja nie, a może jestem zbyt leniwa żeby popróbować :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Siostra ma.. 15. :)
    Hm.. uwierz, że pieczenie to nie sztuka. Na opakowaniu (jak robisz z proszku ;p) wszystko pisze, a jak nie, to w przepisie. Kroczek po kroczku. I poważnie, wystarczy spróbować. Trzeba się bardzo starać, aby nie wyszło :)

    Lenistwo, niestety dotycząca również mnie, choroba społeczna. xD

    OdpowiedzUsuń